Wszystkie zegarki były od męża

Maria Kaczyńska. Przed nią jeszcze tylko jedna podróż. Na Wawel. Odbędzie ją, jak to zwykle bywało, razem z Lechem

Publikacja: 14.04.2010 04:30

Uosobienie ciepła, miłości i wyrozumiałości – tak prezydencki fotograf opisywał Marię Kaczyńską. Na

Uosobienie ciepła, miłości i wyrozumiałości – tak prezydencki fotograf opisywał Marię Kaczyńską. Na zdjęciu pani prezydentowa podczas spotkania w Pałacu Namiestnikowskim z dziećmi ze Strefy Gazy w czerwcu 2009 r.

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

Znajdzie się bliżej miejsca, w którym spędziła dzieciństwo i lata licealne, czyli Rabki. To stamtąd przeniosła się do dalekiego Sopotu, by studiować na Uniwersytecie Gdańskim. W Trójmieście 34 lata temu poznała przyszłego męża. Jak opowiadała w wywiadach, zetknął ich przypadek.

– Miałam przyjaciółkę, pracowała na Uniwersytecie Gdańskim, na Wydziale Prawa, Leszek był tam wtedy asystentem. I ona tak mi powiada: „Jest u mnie sympatyczny, dobry kolega, przyjechał z Warszawy, poszukuje pokoju, pomóż mi, jakiejś kwatery mu poszukamy”. Pomogłam. Znalazłyśmy coś w Sopocie.

[wyimek][b][link=http://www.rp.pl/temat/460202.html]Raport "Rz": Tragedia narodowa[/link][/b][/wyimek]

I tak się zaczęła ich wspólna droga. Na jednej z randek Maria dostała od Lecha pierwszy prezent, bursztynowe serduszko na skórzanym rzemyku. Później prezydent, z wyjątkiem wpadki, jaką była koszmarna sukienka mini z fioletowego pluszu, obdarowywał żonę biżuterią. 

– Na jedną z Gwiazdek dostałam piękny pierścionek ze szmaragdem i brylancikiem. Dostałam od męża wiele pierścionków, ale ten pamiętam szczególnie. Wszystkie moje zegarki też były od męża. Niestety, ten ukochany z bardzo oryginalną bransoletką zgubiłam. Ostatnio na imieniny dał mi dwie małe, delikatne złote bransoletki. Widzi pani, jakie są ładne? – mówiła w wywiadzie dla „Rz” w 2008 r. 

Lech Kaczyński zwierzył się kiedyś dziennikarzom, że są „jak dwie połówki tego samego owocu”. Dwa lata temu obchodzili 30-lecie małżeństwa. Paparazzi zarejestrowali nawet ich wspólny wieczór przy świecach w jednej z warszawskich restauracji. 

Gdy się pobierali, byli już ludźmi dojrzałymi.

[srodtytul]Czerwony maluch[/srodtytul]

Organizacją spraw domowych zajmowała się ona. W latach 80. miała czerwonego, przeżartego rdzą małego fiata. Dzięki niemu załatwiała domowe sprawy, ale woziła nim też męża, który prowadził aktywną działalność opozycyjną.

[wyimek]Lech Kaczyński zwierzył się kiedyś dziennikarzom, że byli „jak dwie połówki tego samego owocu”[/wyimek]

Tylko ona miała prawo jazdy. Lech nigdy go nie zrobił. Był atechniczny, choć zarzekał się, że gwóźdź w ścianę potrafi wbić. Czynił to chyba jednak z przekory. Od prac technicznych była Maria. 

I to ona dbała o wygląd prezydenta. Nie tylko o dobór marynarek i krawatów. Prezydent był znany z tego, że nie zwracał zupełnie uwagi na to, czy ma skarpetki do pary, a buty zasznurowane.

Stąd troskliwość prezydentowej o równo ułożone klapy marynarki, zapięte guziki itp., którą rejestrowały telewizyjne kamery. 

Przejawem troski była też słynna reklamówka, a właściwie jej zawartość, którą przyniosła mężowi do samolotu. Prezydent leciał wtedy w jedną z pierwszych podróży, do USA. Dziennikarze i satyrycy tę reklamówkę obśmiali, m.in. w programie Szymona Majewskiego. W odpowiedzi prezydentowa przesłała prześmiewcy reklamówkę wypełnioną kanapkami. Żeby nie miał wątpliwości, co dała mężowi.

[srodtytul]Muszka[/srodtytul]

Wspominając dzieciństwo, Maria Kaczyńska mówiła, że mamy często nie było w domu. Była nauczycielką, później wychowawczynią dzieci chorych na zapalenie opon mózgowych. – Wychowywała nas tak, abyśmy byli z bratem samodzielni. Mieliśmy obowiązki: nauka, ćwiczenia na pianinie, sprzątanie po sobie. Mama dawała punkty, które otwierały drogę do różnych przyjemności: wyjście do kina czy zgoda na prywatkę – opowiadała „Gazecie Wyborczej”.

Ale były też przytulanki. Lidia Mackiewicz często czytała dzieciom – Marii i Konradowi – baśnie Andersena, „Klechdy sezamowe” Leśmiana, Brzechwę, Tuwima, potem Makuszyńskiego. Gdy dzieci płakały nad losem bohaterów, choćby „Dziewczynki z zapałkami”, przytulała je.

Maria urodziła się w Machowie na Wileńszczyźnie. Ale nie miała żadnych wspomnień z tamtego okresu. Potem była rodzinna migracja po różnych miejscach w Polsce, m.in.

Pomorzu. Mieszkali w leśniczówce. Ojciec Czesław Mackiewicz był leśnikiem.

Zginął w wypadku samochodowym 34 lata temu.

I Maria, i jej brat byli dziećmi wątłymi. Maria miała wrodzoną wadę serca, a Konrad był niejadkiem. Według relacji pani prezydentowej zaprzyjaźniony lekarz zalecił zmianę klimatu. Wyjechali na długie wakacje do Rabki, uzdrowiska dla dzieci. Już w Rabce Lidia Mackiewicz zadecydowała, że zostają na stałe. 

W szkole Maria Kaczyńska była nazywana Muszką. Jej nauczycielka z tamtego okresu uważała, że to określenie bardzo dobrze do niej pasuje. Cicha, drobna, ale ruchliwa. Bystra. Bardzo dobrze się uczyła.

Rabki pani prezydentowa nie lubiła jednak specjalnie wspominać. Jak odkryli kiedyś dziennikarze „Wyborczej”, jej ojciec nie był tam widywany. Sąsiedzi byli przekonani, że matka samotnie wychowuje dwójkę dzieci.

[srodtytul]Wiatr od morza[/srodtytul]

Maria postanowiła studiować na drugim krańcu Polski, w Gdańsku. Wybór tłumaczyła tak: – Morze zawsze kojarzyło mi się z wolnością. Otwarta przestrzeń dająca możliwość podróżowania. Przed maturą odkryłam, że można studiować transport morski. Taki kierunek, który ma w sobie i turystykę, i żeglugę, i gospodarkę, i handel. Wydawało mi się, że jak skończę te studia, to będę podróżowała.

To marzenie spełniło się wiele lat później, gdy została najpierw żoną prezydenta stolicy, a potem pierwszą damą. 

Po studiach pracowała w Instytucie Morskim w Gdańsku, zajmowała się badaniem perspektyw rozwoju rynków frachtowych w Azji. Po urodzeniu córki Marty przestała pracować zawodowo. Przyjmowała tylko tłumaczenia, które robiła w domu. Znała cztery języki: angielski, francuski, rosyjski i hiszpański. Jeszcze niedawno recytowała w oryginale rosyjskich poetów.

Świetną znajomość angielskiego zawdzięczała rocznemu pobytowi w Anglii podczas studiów. Załatwiła sobie ten wyjazd w ramach tzw. au pair. Mieszkała u Anglików, niemal jak członek rodziny.  

Nie miała żadnych problemów z porozumiewaniem się podczas wizyt zagranicznych gości i zagranicznych podróży prezydenckiej pary. Korzystała z tłumacza tylko wtedy, gdy jej rozmówca znał wyłącznie swój język, a ten nie należał do języków kongresowych. 

„Rz” opowiadała, że uczestniczy w oficjalnych obiadach, które czasami przeradzają się w półprywatne. – Wtedy siedzimy dłużej przy obiedzie czy kolacji i długo rozmawiamy. Tak na przykład było z Angelą Merkel i jej mężem, którzy odwiedzili nas w Juracie i spędziliśmy wiele godzin, rozmawiając ciekawie na różne tematy, nawet na temat muzyki operowej, której fanem jest mąż pani kanclerz.

Wszyscy pamiętają też telewizyjne migawki, gdy państwo Kaczyńscy przyjmowali na Helu prezydenta George’a Busha z żoną.

Maria, swobodnie rozmawiając z amerykańską parą, trzymała na smyczy teriera Tytusa (tej samej rasy psa mieli Bushowie). Tytus od kilku miesięcy nie żyje, w Pałacu po katastrofie została – znaleziona przez prezydenta na stacji benzynowej – suczka Lula i kot Rudolf. Maria Kaczyńska lubiła mówić, że gdy w domu są zwierzęta, to wtedy jest prawdziwy dom. Zawsze miała i psy, i koty.

[srodtytul]Pomoc bez fundacji[/srodtytul]

Tego, co robiła jako prezydentowa, nie chciała nazywać  działalnością charytatywną. Tylko działaniem społecznym. Nie założyła własnej fundacji.

– Doświadczenia mojej poprzedniczki nie były szczególnie zachęcające. Nie chcę mieć do czynienia z pieniędzmi, bo to często rodzi kłopoty. Takie jest życie – tak tłumaczyła tę decyzję w rozmowie z „Rz”.

Zawsze jednak starała się wspierać ważne inicjatywy społeczne i kulturalne, nie tylko poprzez honorowe patronaty. Była częstym gościem spotkań organizowa- nych przez pierwsze damy z innych krajów. Sama je również organizowała. Na konfe- rencję dotyczącą sytuacji matek, które po urodzeniu dziecka chciałyby łączyć pracę zawodową z macierzyństwem, zaprosiła pierwsze damy z innych krajów Europy. 

Była wielką zwolenniczką stopniowej likwidacji domów dziecka. Lobbowała na rzecz rodzin zastępczych. Wspólnie z Madeleine Albright, byłą amerykańską sekretarz stanu, prowadziła międzynarodową akcję profilaktyki chorób nowotworowych wśród kobiet z Europy Środkowej. 

Często reprezentowała też małżonka na uroczystościach, także pogrzebowych. Była w jego imieniu na pogrzebie byłego prezydenta Niemiec i byłego prezydenta Estonii.

[srodtytul]Zawsze zakładam, że musi być dobrze[/srodtytul]

Współpracownicy prezydenta mówią, że była dobrym duchem Pałacu.

– To jest kobieta cud. Uosobienie ciepła, miłości i wyrozumiałości, przebaczenia i wybaczenia – tak Marię Kaczyńską scharakteryzował prezydencki fotograf Maciej Chojnacki już po tragedii pod Smoleńskiem. Zapewne tę samą opinię wypowiedziałby, gdyby żyła.

Bo pochwały prezydentowa zbierała często. Także za spokojną elegancję, naturalność, odwagę pozostawania przy własnych poglądach. Była za utrzymaniem kompromisu w obowiązującej ustawie antyaborcyjnej, za stosowaniem metod in vitro. Za te liberalne poglądy została brutalnie zaatakowana przez Tadeusza Rydzyka. Wówczas na jakiś czas zamilkła. Swoich przekonań trzymała się jednak do końca.

Półtora roku temu powiedziała „Rz”: – Życie w ogóle jest niebezpieczne, ale nie sposób żyć w ciągłych obawach. Żyć w trwodze – to dziękuję bardzo. Zawsze zakładam, że musi być dobrze.

Znajdzie się bliżej miejsca, w którym spędziła dzieciństwo i lata licealne, czyli Rabki. To stamtąd przeniosła się do dalekiego Sopotu, by studiować na Uniwersytecie Gdańskim. W Trójmieście 34 lata temu poznała przyszłego męża. Jak opowiadała w wywiadach, zetknął ich przypadek.

– Miałam przyjaciółkę, pracowała na Uniwersytecie Gdańskim, na Wydziale Prawa, Leszek był tam wtedy asystentem. I ona tak mi powiada: „Jest u mnie sympatyczny, dobry kolega, przyjechał z Warszawy, poszukuje pokoju, pomóż mi, jakiejś kwatery mu poszukamy”. Pomogłam. Znalazłyśmy coś w Sopocie.

Pozostało jeszcze 94% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Partnera
Polska ma ogromny potencjał jeśli chodzi o samochody elektryczne