Zdarzało się, że dostałem kilka jajek od kur z domowego chowu czy inne tego typu prezenty. To było na początku mojej kariery zawodowej, kiedy przyjmowałem w wiejskim ośrodku zdrowia na Rzeszowszczyźnie. Uważam, że to były dary serca, a poza tym w tamtej okolicy panował wówczas taki zwyczaj. Teraz też zdarza się czasami, że pacjent przynosi prezent na zakończenie leczenia albo – tak jak w mojej specjalizacji – po urodzeniu zdrowego dziecka.
Może czują się do tego zobowiązani.
Trzeba pamiętać, że jeżeli sprawa jest trudna, lekarz kilka, a nawet kilkanaście razy spotyka się z pacjentem, to między nimi tworzą się bardziej osobiste relacje. Oczywiście pewnych barier lekarz nie powinien przekraczać, ale indywidualne zaangażowanie w proces leczenia nie jest niczym złym. No a potem pacjent często odczuwa taką potrzebę, żeby wyrazić swoją radość, i chce się nią podzielić z osobą, która się do tego przyczyniła – lekarzem, pielęgniarką. I przychodzi z kwiatami czy czekoladkami. Nie sądzę, żeby to było coś złego. Ważne jest natomiast, żeby w danym miejscu – szpitalu czy przychodni – nie tworzono atmosfery takiego przymusu, że to wypada, tak trzeba, bo lekarz tego oczekuje. To byłoby fatalne.
A czy pieniądze powinny być takim wyrazem wdzięczności po leczeniu, wykonaniu zabiegu czy operacji?
Zdecydowanie nie. Otrzymywanie pieniędzy uważam za praktykę nie do przyjęcia, bo to jest po prostu łapówka. Jest tylko jedno właściwe zachowanie lekarza, gdy pacjent chce mu wręczyć pieniądze: zaproponować mu darowiznę na rzecz szpitala, jeżeli czuje się do tego stopnia usatysfakcjonowany procesem leczenia, że postanowił wyrazić swoją wdzięczność akurat w formie pieniężnej.
A więc między dawaniem prezentów, które są wyrazem wdzięczności, a korupcją jest bardzo wyraźna granica? Nie sposób mieć wątpliwości, czy jeszcze mamy do czynienia z niewinnym prezentem czy już z łapówką?