Wojna wydana przez rząd dopalaczom jesienią 2010 r. dała krótkotrwałe efekty. Sanepid zamknął wtedy 1,4 tys. sklepów. Na rynku pojawiają się jednak wciąż nowe specyfiki oferowane w Internecie.
– Dzisiaj potrzeba 5 minut, żeby kupić dopalacz. Wystarczy się zalogować, przelać pieniądze i czekać na przesyłkę. Według mojej wiedzy działa obecnie co najmniej 49 sklepów internetowych oferujących różnego rodzaju substancje psychoaktywne – mówi prof. Mariusz Jędrzejko z Wyższej Szkoły Biznesu w Dąbrowie Górniczej, autor pojęcia „dopalacze".
Według informacji „Rz" na rynku zaczął dominować towar sprowadzany z Chin, wcześniej w Polsce praktycznie nieznany. Można też trafić na preparaty z Czech, Holandii i Wielkiej Brytanii.
Mają postać suszy roślinnych albo tabletek. Sprzedający w sieci zachwalają je jako „aromatyczne chemikalia", dobrej jakości, zastrzegając, że są przeznaczone do „użytku laboratoryjnego", więc ich spożycie może być niebezpieczne. Jednak nawet niewtajemniczony łatwo rozpozna, co kryje się za taką reklamą.
Wysyłka kosztuje zwykle 6–10 euro, a przy większych zamówieniach nic. Jest to zachętą do „dilerki", by klient rozprowadzał towar wśród znajomych.