Norweski minister spraw zagranicznych cudem uniknął śmierci, gdy ekstremiści zaatakowali w poniedziałek luksusowy hotel w Kabulu. Czy nikt już nie może czuć się bezpieczny w Afganistanie?
Alex Marshall:
To prawda, sytuacja w tym kraju jest coraz gorsza. W stolicy coraz częściej dochodzi do zamachów. Ten atak był jednak wyjątkowo spektakularny i obliczony na wywołanie potężnego efektu psychologicznego. Z jednej strony zastraszenie Europejczyków i Amerykanów, z drugiej ośmieszenie afgańskich władz. Zamachu dokonano bowiem pod ich nosem.
Czyli talibowie mogą robić, co chcą, nawet w najlepiej strzeżonym i oficjalnie najbardziej bezpiecznym miejscu kraju?
Wbrew oficjalnym enuncjacjom nie byłbym wcale taki pewien, że atak został dokonany właśnie przez talibów. W Afganistanie, a szczególnie w Kabulu, nakłada się na siebie skomplikowana siatka powiązań. Z jednej strony mamy faktycznie talibów, al Kaidę i innych ekstremistów. Z drugiej toczące ze sobą wojnę frakcje polityczne. Z trzeciej wrogo nastawione wobec siebie grupy etniczne. A w końcu z czwartej handlarzy narkotyków. Kto i dlaczego dokonał zamachu w hotelu Serena – trudno powiedzieć.