Wytrawny mistrz i młodzieniec z talentem

W Filharmonii Narodowej. Słynny Garrick Ohlsson zwabił tłumy. Ale warto było też posłuchać, jak dyryguje 25-letni Krzysztof Urbański

Publikacja: 11.02.2008 00:11

Gdyby amerykański pianista ograniczył występ tylko do bisów, które zagrał dla rozentuzjazmowanej warszawskiej publiczności, i tak na długo pamiętalibyśmy ten wieczór. Dwa drobiazgi Chopina – mazurek cis-moll z op. 50 i walc E-dur z op. 18 – wystarczyły, by Garrick Ohlsson pokazał klasę.

W jego grze było polifoniczne bogactwo brzmień, zmienność nastrojów, zabawa formą, absolutne wyczucie stylu i młodzieńcza świeżość. Jakby ten artysta wygrał Konkurs Chopinowski całkiem niedawno, a nie 38 lat temu. Potwierdził, że owo zwycięstwo było całkowicie zasłużone, a dodatkowa nagroda za interpretację mazurków nieprzypadkowa.

Te finezyjne interpretacje, które można porównać z nagraniami najsłynniejszych wirtuozów poprzedniego stulecia, były wszakże jedynie dodatkiem do II koncertu fortepianowego Brahmsa, w którym Garrick Ohlsson zaprezentował się z zupełnie innej strony. Ten utwór zawiera gigantyczną dawkę muzyki i rzadko który pianista potrafi przykuć w nim przez cały czas uwagę słuchaczy.

Ohlsson umie go jednak zagrać tak, że słuchacz dostrzega klarowność kompozytorskiej narracji. Pozornie przytłacza nas potęgą brzmienia, ale nie jest ona tylko pustym popisem – stanowi klarowny kontrapunkt dla lirycznej trzeciej części utworu. A co najważniejsze – Amerykanin ani przez moment nie gubi troski o piękno dźwięku.

Prowadzący orkiestrę Filharmonii Narodowej Krzysztof Urbański starał się być czujnym partnerem solisty. To trudne zadanie, gdy dyrygent nie chce wysuwać się na plan pierwszy, gdyż koncert Brahmsa jest właściwie symfonią, w której pianista i orkiestra pełnią równorzędne role.

Podporządkowując się Garrickowi Ohlssonowi, Krzysztof Urbański potrafił jednak zadbać o to, by muzycy pod jego batutą zagrali mrocznym, nasyconym brzmieniem, jednak bez epatowania nadmiernym forte.

W piątkowy wieczór do Filharmonii Narodowej część widzów przyszła wyłącznie dla Ohlssona i, nie czekając na drugą część programu, udała się do domu. Niesłusznie, bo ta dopiero okazała się prawdziwym sprawdzianem dla młodego dyrygenta. „Święto wiosny” Strawińskiego to utwór pełen pułapek, trzeba w nim brnąć przez nieustanną zmienność rytmów, wielowarstwowe harmonie, melodyjną szorstkość przeplataną z liryzmem.

Krzysztof Urbański pomyślnie zdał trudny egzamin. Utrzymał orkiestrę w ryzach, wydobył wiele muzycznych detali. I jeśli nawet w momentach dramatycznej kulminacji przydałoby się więcej troski o dopracowanie szczegółów, nie zmienia to faktu, że 25-letni Urbański, który w ubiegłym roku wygrał konkurs dyrygencki w Pradze, to prawdziwy talent. Oby miał szanse na systematyczny rozwój.

Gdyby amerykański pianista ograniczył występ tylko do bisów, które zagrał dla rozentuzjazmowanej warszawskiej publiczności, i tak na długo pamiętalibyśmy ten wieczór. Dwa drobiazgi Chopina – mazurek cis-moll z op. 50 i walc E-dur z op. 18 – wystarczyły, by Garrick Ohlsson pokazał klasę.

W jego grze było polifoniczne bogactwo brzmień, zmienność nastrojów, zabawa formą, absolutne wyczucie stylu i młodzieńcza świeżość. Jakby ten artysta wygrał Konkurs Chopinowski całkiem niedawno, a nie 38 lat temu. Potwierdził, że owo zwycięstwo było całkowicie zasłużone, a dodatkowa nagroda za interpretację mazurków nieprzypadkowa.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!