Są już gotowe plany polskiej strefy. MON zakończyło pracę nad nimi w zeszłym tygodniu. Teraz w Kancelarii Prezydenta przygotowywane jest postanowienie określające rejon działania i liczebność naszego kontyngentu. Żołnierze, którzy są porozrzucani po całym Afganistanie, będą ochraniać najprawdopodobniej prowincję Paktika.

– Ze względu na bezpieczeństwo naszych żołnierzy do ostatniej chwili nie mogę potwierdzić, o którą prowincję chodzi. Pod naszą kontrolą znajdzie się ona jesienią tego roku – powiedział Bogdan Klich „Rzeczpospolitej”. Liczebność polskiego kontyngentu wzrośnie z 1200 do 1600 żołnierzy. Wojsko ma być lepiej wyposażone niż do tej pory. Otrzyma m.in. osiem śmigłowców, które do Afganistanu trafią również jesienią.

Przejęcie odpowiedzialności za własną strefę ma zwrócić większą uwagę na udział Polaków w misji NATO. Chociaż mamy ósmy co do wielkości kontyngent na ponad 30 krajów, w raportach do Kwatery Głównej sojuszu w Brukseli notorycznie pomijano polski wkład w walkę z talibami. Dla władz w Warszawie było to frustrujące, bo Polska w przeciwieństwie do innych państw NATO nie broni się przed wysyłaniem żołnierzy w najniebezpieczniejsze rejony Afganistanu. Sekretarz obrony USA Robert Gates po raz kolejny skrytykował w niedzielę kraje, które zamiast walczyć z talibami, chcą jedynie szkolić afgańską armię i biorą udział w mało ryzykownych operacjach humanitarnych.

Kłopoty ze znalezieniem chętnych do udziału w misji wywołują ostre podziały w NATO. Kanadyjczycy, którzy mają 2,5 tysiąca żołnierzy w niebezpiecznym Kandaharze, zagrozili wycofaniem swojego kontyngentu. W efekcie Waszyngton postanowił skierować do Afganistanu dodatkowych 3200 żołnierzy. Polska użyczy natomiast Kanadyjczykom dwa swoje śmigłowce. – W miarę potrzeb będą latać z naszych baz do Kandaharu – mówi Klich.

W poniedziałek afgańscy talibowie ukrywający się często w sąsiednim Pakistanie stracili jednego ze swoich przywódców. Pakistańska armia twierdzi, że raniła mułłę Mansura Dadullaha, który zmarł z powodu odniesionych obrażeń. Dadullah dowodził walką z siłami NATO i wojskami rządowymi w prowincji Helmand. Twierdził, że ma do dyspozycji liczące 20 tysięcy ludzi oddziały.