W weekend przywódcy Polski, Francji, Niemiec i Zjednoczonego Królestwa pojechali do Kijowa, aby razem z Wołodymyrem Zełenskim przedstawić Moskwie ultimatum: albo zawieszenie broni, albo nowe ciężkie sankcje. Inicjatywa zrobiła takie wrażenie, że z europejską czwórką połączył się telefonicznie Donald Trump, po raz pierwszy dopuszczając Europejczyków do rokowań pokojowych. A Władimir Putin postawił na nogi w nocy z soboty na niedzielę swoje służby i przedstawił alternatywną propozycję bezpośrednich rokowań z Ukraińcami, byle nie dopuścić do odrodzenia się transatlantyckiej jedności. O takiej skuteczności szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen czy tym bardziej przewodniczący Rady Europejskiej Antonio Costa mogliby tylko marzyć.
Ale to nie jest jednorazowy ruch. W poniedziałek w Londynie spotkali się szefowie dyplomacji tego, co zwykło się już nazywać Wielką Piątką (Polska, Niemcy, Francja, Włochy i Hiszpania) oraz Wielkiej Brytanii. W piątek w tym samym formacie zobaczą się ministrowie obrony. Między tymi dwoma spotkaniami ministrowie tej szóstki będą się jeszcze kontaktować zdalnie.
Obrona to obszar, gdzie kompetencje Brukseli są niewielkie
W ten sposób powstało coś na kształt dyrektoriatu wolnej Europy. Pierwszy ruch wykonał 19 listopada ubiegłego roku Radosław Sikorski, zapraszając do warszawskich Łazienek swoich odpowiedników z Francji, Niemiec i Włoch oraz Wielkiej Brytanii. To zaskoczyło Hiszpanów: podróżujący wówczas po Ameryce Łacińskiej szef MSZ Jose Manuel Alvares rzutem na taśmę połączył się z zebranymi (w taki sam sposób kontaktował się Brytyjczyk David Lammy, ale to akurat było z góry planowane). Hiszpanie słusznie dostrzegli ryzyko, że wydające niewiele na obronę i położone z dala od największego konfliktu współczesnej Europy ich państwo może łatwo zostać zmarginalizowane w nowej układance władzy.
Czytaj więcej
Już w poniedziałek Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Norwegia mogą nałożyć na...
Nie przez przypadek spotkanie w Łazienkach zostało zwołane równo dwa tygodnie po zwycięstwie wyborczym Donalda Trumpa. Pojawienie się nowego prezydenta USA od razu okazało się egzystencjalnym wyzwaniem dla Unii, które z czasem tylko nabierało na sile. Ameryka przestanie bronić Europy? Porzuci Ukrainę i dogada się z Putinem? Wypowie wojnę handlową, wpychając stary kontynent w recesję? Na wszystkie te pytania należało znaleźć natychmiast odpowiedź, bo takie tempo narzucił Trump. Do tego nie były zdolne ociężałe i pozbawione wystarczającej legitymizacji brukselskie instytucje. Tym bardziej że ich działanie blokowały Węgry i Słowacja.