Pod błękitnym amerykańskim niebem, na najsłynniejszym cmentarzu Ameryki rodzina, znajomi i armia żegnali we wtorkowy poranek Dawida Pietrka, 24-letniego komandosa, który zginął niedawno w Afganistanie. – Dawid przybył z odległego kraju i walczył w odległym kraju– mówił ksiądz w homilii podczas mszy żałobnej w przylegającej do cmentarza bazie Fort Myer. Przy wyprowadzeniu trumny z kościoła organista odegrał Mazurka Dąbrowskiego.

Pietrek przyjechał do USA z Polski zaledwie trzy lata temu. Miał zieloną kartę, pracował, marzył o pozostaniu w USA na stałe. Przed rokiem postanowił wstąpić do marines, m.in. dlatego, że służba wojskowa pozwala przyspieszyć nadanie amerykańskiego obywatelstwa. Został wysłany do Afganistanu. W zeszłym miesiącu zginął wraz z trzema innymi żołnierzami, gdy ich wóz wjechał na ładunek wybuchowy.– To był wesoły, pełen życia chłopak. Bardzo się z nim przyjaźniliśmy, często rozmawialiśmy z nim przez telefon – powiedziała „Rz” Jenny Cleveland, matka kolegi z oddziału Pietrka. Pani Cleveland, której syn wciąż przebywa w Afganistanie, przyjechała na pogrzeb wraz z trzema córkami samochodem. – Jechałyśmy non stop 15 godzin. Nie wyobrażam sobie, by mogło mnie tu nie być. Przecież to mogło spotkać także mojego syna– dodała.

Dawid Pietrek nie miał w Ameryce żadnych krewnych. Jego matka, która zdecydowała, by pochować syna w Arlington, przyjechała na pogrzeb wraz z kilkoma najbliższymi z Polski. Dawida żegnali również jego koledzy z oddziału, przedstawiciele Polonii oraz grupa weteranów na motocyklach.

Okrytą gwiaździstym sztandarem trumnę niosło sześciu marines w galowych mundurach. Zgodnie z ceremonią ostrożnie złożyli flagę w niewielki trójkąt, który wręczono matce. Oddział komandosów oddał z karabinów trzy salwy honorowe na część zmarłego kolegi.Dawid Pietrek spoczął w sekcji 60., gdzie obok uczestników wojen w Korei i Wietnamie chowani są polegli w trwającym obecnie konflikcie afgańskim.