Oprogramowanie wirtualne wzbudza nasz entuzjazm z dwóch powodów. Po pierwsze ułatwia pracę zespołową. Po drugie zaś znikają ograniczenia związane z pojemnością czy szybkością indywidualnych komputerów , co pozwala na przeprowadzanie znacznie bardziej skomplikowanych operacji. Ale rzeczywiście pojawia się tu problem ochrony prywatności i bezpieczeństwa informacji.
[b]To jest zresztą problem, który wielu osobom zaczął spędzać sen z oczu, jeszcze zanim pojawiły się pomysły wykorzystywania cloud computing. Na temat swoich użytkowników Google gromadzi nieprawdopodobną ilość informacji....[/b]
Po pierwsze, ustalmy co dokładnie robi z tymi informacjami Google, bo to jest coś, czego wielu ludzi zdaje się nie rozumieć. Wszystkie adresy IP i wszystkie informacje pozwalające na zidentyfikowanie indywidualnego użytkownika są po dziewięciu miesiącach usuwane. Przechowujemy je zaś przez ten czas nie dlatego, że chcemy wiedzieć kto konkretnie czego szukał, ale ze względu na możliwość rejestrowania sekwencji pytań. Jeśli ktoś, kto na swoje zapytanie dostaje odpowiedź numer 1, 2, 3, 4, i 5, jako pierwszą wybiera odpowiedź 3, to znaczy, że dostarczyliśmy ich w złej kolejności. Powinniśmy wiedzieć, o co mu chodziło i odpowiedź numer 3 powinna była się pojawić na pierwszym miejscu. Jeśli widzimy, że wielu internautów konsekwentnie wybiera odpowiedź 3, to oczywiście jest to cenna informacja i możemy ten błąd naprawić. Więc chodzi o możliwość udoskonalania naszej wyszukiwarki.
Użytkownicy Gmaila niepokoją się czasem, widząc reklamy z takimi samymi słowami, jakie pojawiły sie w ich wiadomości. Mówią: ktoś czyta moje listy. W rzeczywistości jest to program komputerowy, który ani niczego nie czyta, ani niczego nie jest w stanie zrozumieć. Potrafi jedynie dopasowywać do siebie nawzajem różne słowa. Oczywiście, jeśli ktoś nie może tego przeboleć, nie powinien korzystać z Gmaila. Ale podobnie działają inne serwisy e-mailowe. Ważne, by pamiętać, po co to wszystko robimy – naszym celem jest ulepszanie tego serwisu.
[b]A co by się stało, gdyby dajmy na to jakaś instytucja państwowa zaczęła na was wywierać naciski i domagać się informacji o konkretnych użytkownikach? [/b]
Wielu ludziom nie podoba się to, co Google robi w Chinach – musieliśmy przystać na pewne ograniczenie i pewnych stron tamtejszym użytkownikom nie jesteśmy w stanie udostępniać. Sprawa budziła zresztą w naszej firmie ogromne emocje i przez ponad rok prowadziliśmy na ten temat spory – czy powinniśmy uruchamiać w Chinach nasz serwis, czy nie. W końcu zdecydowaliśmy, że tak, wychodząc z założenia, że tamtejsi internauci na tym zyskają, bo będą mieli dostęp do większej ilości informacji niż dotychczas. Ilekroć nie możemy im pokazać jakiegoś wyniku wyszukiwania, informujemy, że nie pozwalają na to chińskie władze. Ale nie oferujemy tam serwisów blogowych ani poczty elektronicznej. Właśnie dlatego, że nie chcemy się znaleźć w sytuacji, w której chiński rząd mógłby się od nas domagać jakichś informacji na temat użytkowników.