Zdany sam na siebie

Łukasz Kubot specjalnie dla „Rzeczpospolitej” o powodach dobrej gry w Melbourne, planach na przyszłość, problemach z wizami oraz powrotach do Pragi i Wrocławia

Publikacja: 29.01.2009 18:17

Zdany sam na siebie

Foto: Fotorzepa

[b]RZ: Polak odnosi sukcesy w Wielkim Szlemie – to rzadkość. Z czym będzie się panu kojarzył ten udany start w Melbourne?[/b]

[b]Łukasz Kubot:[/b] – Dziwiłem się, że walcząc codziennie z bólem gardła, utrzymywałem rozpęd. Wychodziłem na kort i grałem z poczuciem, że nie mam nic do stracenia. Traktowałem każdy mecz tak samo. Pewnie dlatego, że w deblu wszystko zdarzyć się może, szczególnie w Wielkim Szlemie. Z pewnością nie docierało do nas od razu, że awansowaliśmy tak wysoko. Tuż po meczach chodziliśmy z Oliverem Marachem na siłownię i rozmawialiśmy na gorąco o tym, co działo się na korcie. Może znaczenie naszego sukcesu dotrze do naszej świadomości, jak już wyjedziemy z Australii i pojedziemy na kolejny turniej.

[b]

Najlepsze pary deblowe świata czasem miewają własnego trenera. Czy pan i Marach planujecie zatrudnienie fachowca tylko dla siebie?[/b]

Na razie nie. Mój związek z Oliverem przypomina związek Mariusza Fyrstenberga z Marcinem Matkowskim. Nie mamy obecnie trenera, specjalisty od gry deblowej, ale cały grudzień razem harowaliśmy, głównie przygotowywaliśmy się fizyczne. To przygotowanie zawdzięczamy trenerowi Ivanovi Machytce, który kiedyś prowadził Petra Kordę i Radka Stepanka. Teraz przebywa na Florydzie i trenuje z innymi zawodnikami, ale wykorzystaliśmy to, że mieliśmy szansę popracować z ekspertem od przygotowania kondycyjnego.

[b]Czy ta ciężka praca w zimie była kluczem do sukcesu w Australii?[/b]

Tak. Przez ostatnie dwa – trzy lata nie przepracowałem tak dobrze zimy. Odnosiłem kontuzje w końcu roku i nie miałem szansy, aby porządnie je wyleczyć ani przygotować się solidnie do nowego sezonu. Zaraz trzeba było wylatywać do Australii. Jeszcze w 2008 roku podczas challengera we Wrocławiu miałem problemy z barkiem. Zrozumiałem, jak ważne jest to, żeby szybciej skończyć sezon, odpocząć i przygotować się. Po raz pierwszy zrobiłem to w 100 procentach tak, jak chciałem, i to pod okiem takiego fachowca jak Machytka. Marach niezbyt chętnie przyjechał do Pragi. Nie chciał trenować w czeskich warunkach, wolał jechać do USA. Cieszę się, że dał się przekonać. Ja jestem już za stary, aby w swojej grze poprawiać bekhend czy forhend. Mogę tylko szlifować niuanse. Dziś dla mnie najważniejsze jest to, żeby unikać kontuzji i mądrze przygotować kalendarz startów.

[b]Jaki będzie ten kalendarz w tym roku?[/b]

Koncentruję się na grze deblowej w dużych turniejach ATP, jeśli pozwoli mi na to ranking. Wiadomo, że zmienił się kalendarz cyklu. W marcu jest turniej Masters w Indian Wells, później Houston i Barcelona, a potem Rzym, Hamburg i Monte Carlo. Tam chciałbym grać w pierwszej części sezonu. Jednego jestem pewien – gram cały czas z Oliverem Marachem i w każdym turnieju będziemy walczyć do ostatniej piłki.

[b]W polskim tenisie nie ma pogody dla bogaczy, brakuje sponsorów. Jak pan sobie radzi w trudnych czasach?[/b]

Zwycięstwa w Melbourne były ważne, bo jest to duży zastrzyk pieniędzy. Nie mam sponsora. Zawarłem dżentelmeńską umowę z Polskim Związkiem Tenisowym, otrzymałem od niego pieniądze, ale skoro związek się z niej nie wywiązał, to je oddałem i zrezygnowałem z gry w Pucharze Davisa. Utrzymuję się sam i wiem, że pieniądze leżą na korcie i są do wzięcia, tylko trzeba je podnieść. W mądry sposób. Nie mam już 18 – 19 lat, będę się starał grać w większych turniejach w debla i jeżeli będę odpadał wcześnie, to będę się starał grywać w eliminacjach do gry pojedynczej w kolejnych imprezach. Jestem zdany sam na siebie.

[b]Jak mocno czuje się pan związany z Wrocławiem?[/b]

Spędziłem we Wrocławiu sporo czasu. Trenowałem w tym mieście, gdy miałem 13 – 15 lat. W Lubinie, gdzie się wychowałem, nie było zbyt wielu tenisistów, z którymi mogłem ćwiczyć. Pamiętam jak dziś, wsiadałem do autobusu o 7.10 rano i przyjeżdżałem do Wrocławia o 9. Godzinę później zaczynałem trening. We Wrocławiu miałem możliwości gry i trenowałem pod okiem Pawła Jarocha, który dzisiaj jest dyrektorem turnieju KGHM Dialog Polish Indoors. Reprezentowałem i do tej pory reprezentuję KKT Wrocław, jeżeli gram w Polsce.

[b]Challenger ATP to nie jest dziś dla pana przeszkoda w osiąganiu większych celów?[/b]

Grałem dla KKT Wrocław mecze ligowe i drużynowe. Spędziłem tam dużo czasu. Jestem klubowi bardzo wdzięczny, dlatego zawsze, kiedy dostaję zaproszenie na wrocławski turniej, chcę tam być i nie odmawiam. Nie wiem, czy będzie to dla mnie dobre, ale i tak muszę wrócić do Polski, bo nie mam już, może to zabrzmi śmiesznie, żadnej wolnej strony w paszporcie. Chcę grać następne turnieje w Ameryce Południowej. My, Polacy, możemy mieć tylko jeden paszport, nie możemy mieć więcej, latać i je wymieniać. A ja byłem tak zajęty przygotowaniami do sezonu, że nie wystarczyło mi czasu na odbiór nowego dokumentu. Wiem, że już jest gotowy, dlatego pierwsze, co zrobię po powrocie, to go odbiorę.

[b]To jeszcze jeden z problemów polskiego tenisa zawodowego...[/b]

To męczące. Jeżeli sportowiec planuje jechać do kilku krajów, do których potrzebuje wizy, to jeśli czasem trzeba czekać tydzień czy dwa na odbiór każdej, jest to wielka strata czasu. To też oczywiście moja wina, że nie dostrzegłem wcześniej, iż nie mam wolnego miejsca w paszporcie. Byłem zajęty, grałem ostatni turniej w ubiegłym roku w Cancun w Meksyku jeszcze pod koniec listopada. Dzięki zwycięstwu w nim mogłem jednak wystąpić w Australian Open. Dostaliśmy wtedy z Oliverem dziką kartę na start w Wielkim Szlemie.

[b]Przy okazji – jak gra się na dużej wysokości w Meksyku?[/b]

Nie jest łatwo. Wyjeżdżałem do Meksyku z Europy, gdzie było zimno, trenowałem w hali i nagle przeskakiwałem na wysokość powyżej 2000 m. W tamtejszych turniejach gra się piłkami bez ciśnienia, bo piłki ciśnieniowe latałyby tak wysoko, że nie trafialibyśmy w kort. Zwłaszcza pierwsze dni są bardzo ciężkie. Trudno grać dłuższe wymiany, bo człowiek łatwo dostaje zadyszki, ale z upływem czasu można się przystosować.

[b]Wróćmy do Wrocławia. Jak pan widzi różnicę między grą w Hali Ludowej i w Hali Orbita?[/b]

Różnica jest ogromna. Tenis do Hali Ludowej, szczerze mówiąc, za bardzo nie pasuje. Może pasowałby do niej finał Pucharu Davisa. Koncerty, gry zespołowe, koszykówka czy piłka halowa – wtedy Hala Ludowa może zdać egzamin. Na tenisa jest za duża. Słychać tam nawet echo przy podrzucaniu piłki do serwisu, można się zagubić.

[b]A w której części Pragi pan mieszka?[/b]

Na Barrandovie.

[b]To piękne miejsce, jest w nim filmowe miasteczko...[/b]

Piękne. Nie przeczę.

[b]Włóczy się pan czasami po Pradze?[/b]

Bardzo rzadko. Najczęściej po prostu przyjeżdżam i trenuję w klubie, a jeżeli nie, to myślę o odpoczynku. Z Pragi mam do domu jakieś 80 km, więc dojazd nie jest aż tak uciążliwy.

[b]Wie pan już, na co wydać nagrodę z Melbourne?[/b]

Przede wszystkim będę się starał inwestować pieniądze w swoją karierę, bo nie wiadomo, jak to się wszystko może potoczyć. Mogą nadejść, odpukać, ciężkie czasy. Na pewno na razie nie będę nic budował ani kupował, będę się starał wszystko zachować na czarną godzinę. Muszę mieć jakiś grosz w razie choroby.

[b]RZ: Polak odnosi sukcesy w Wielkim Szlemie – to rzadkość. Z czym będzie się panu kojarzył ten udany start w Melbourne?[/b]

[b]Łukasz Kubot:[/b] – Dziwiłem się, że walcząc codziennie z bólem gardła, utrzymywałem rozpęd. Wychodziłem na kort i grałem z poczuciem, że nie mam nic do stracenia. Traktowałem każdy mecz tak samo. Pewnie dlatego, że w deblu wszystko zdarzyć się może, szczególnie w Wielkim Szlemie. Z pewnością nie docierało do nas od razu, że awansowaliśmy tak wysoko. Tuż po meczach chodziliśmy z Oliverem Marachem na siłownię i rozmawialiśmy na gorąco o tym, co działo się na korcie. Może znaczenie naszego sukcesu dotrze do naszej świadomości, jak już wyjedziemy z Australii i pojedziemy na kolejny turniej.

Pozostało 89% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!