"Jeśli się poucza Polskę, to trzeba najpierw posprzątać u siebie w kraju" – powiedział minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz w Polsat News. „Francuzi i Niemcy zaniepokojeni stanem praworządności w Polsce? Patrząc na to, co dzieję się w Paryżu, słowa Nathalie Loiseau brzmią przynajmniej śmiesznie" – czytamy na prorządowym portalu wPolityce komentarz do słów francuskiej minister ds. europejskich. Oczywiście tłem dla wypowiedzi są ciągnące się od tygodni protesty „żółtych kamizelek".
Nie pierwszy raz od 2015 roku członkowie rządu odbijają piłeczkę w stronę państw Europy Zachodniej. Tym razem jednak sytuacja jest inna. I na miejscu naszych polityków byłbym ostrożniejszy w dobieraniu słów. Wiele wskazuje na to, że we Francji objawiła się przyszłość polityki. W okamgnieniu, dzięki mediom społecznościowym, powstało „coś z niczego". Wystarczyła iskra. Wideo sfrustrowanej obywatelki, kilka ostrych wypowiedzi innych osób w internecie i... ruszyło. Wyrósł ruch społecznego protestu, który trudno zaklasyfikować czy wtłoczyć w siatkę znanych pojęć. „Żółte kamizelki" nie są ani lewicą, ani prawicą. Nie chcą się organizować. Nie chcą być reprezentowane przez żadną instytucję. Same kamizelki nie chcą wyłaniać reprezentantów. W porównaniu z francuskimi protestującymi polski Kukiz'15 czy włoski Ruch Pięciu Gwizd to wysoce zorganizowane instytucje polityczne.
W zasadzie politycy dowolnej partii na Starym Kontynencie powinni przyglądać się rozwojowi wypadków z wielką uwagą. „Żółte kamizelki" nie chciały bowiem utożsamiać się nie tylko z żadną partią polityczną, ale także ze związkami zawodowymi. Nie ufają tradycyjnym mediom. Na swój sposób wypowiedziały posłuszeństwo wszystkim instytucjom. Z myślenia obywateli o polityce wyparowały „ciała pośredniczące", które kanalizowały różnice opinii, odmienne interesy i gniew ludu. Z wielu wypowiedzi osób protestujących wynikało, że chcą reprezentować wyłącznie sami siebie.
Wypowiedź Czaputowicza dowodzi zupełnego niezrozumienia tej sytuacji. Można nie lubić Emmanuela Macrona i jego programu, jednak fenomen „żółtych kamizelek" przerasta kłopoty pojedynczego polityka nad Sekwaną. Socjolog Pierre Rosanvallon stwierdził niedawno, że, choć jego serce bije po lewej stronie, to musi przyznać, iż w polityce pojęcie klas zupełnie straciło na znaczeniu. Wkroczyliśmy bowiem w nową fazę indywidualizacji obywateli, którzy na politykę reagują w nowy sposób. Jedną z nich jest właśnie rosnąca niechęć do bycia reprezentowanym.
Dodałbym, że innym przejawem owej indywidualizacji jest możliwość gwałtownego powstawania i znikania ruchów protestu. Jak się wydaje, niedawno protestujący w Polsce rolnicy, którzy blokowali drogę na autostradzie A2 na odcinku Łódź–Warszawa, to przedsmak tego, co nas może czekać w przyszłości. Protest pojawił się w przestrzeni publicznej bez żadnej zapowiedzi. Nagle na drodze zatrzymała się kolumna samochodów, z której wysiedli ludzie w żółtych kamizelkach i z polskimi flagami. Na autostradzie utworzył się potężny korek. Obecnie za pośrednictwem mediów społecznościowych zorganizowali swoje protesty nauczyciele. Znów „obok" oficjalnych instytucji. Związek Nauczycielstwa Polskiego odciął się od grudniowej akcji protestacyjnej. Co więcej, poinformował, że – uwaga – inicjatywa nauczycieli jest całkowicie oddolna.