[b]Czy ma pan żal do Elżbiety Jakubiak, że zamierza nosić koszulkę z napisem „Nie wstydzę się Radia Zet”.[/b]
Mówiła mi, że wszystko wyniknęło z nieporozumienia. Kiedy Marek Suski odczytał w audycji Tomasza Lisa, co o nas mówią w Radiu Zet, naprawdę nikt w PiS nie ma już wątpliwości.
[b]Jak postępuje tworzenie waszej frakcji w europarlamencie?[/b]
Dobrze. Jesteśmy już dogadani z Anglikami. Zresztą prowadzimy z nimi rozmowy już od 2002 roku. Zebraliśmy też osiem nacji – o jedną więcej niż trzeba, by założyć nową frakcję, dokładnie rozmowy dotyczą 13 grup. Teraz chodzi o to, w jakim stopniu zbliżymy się pod względem liczebności do liberałów (trzeciej co do wielkości grupy w PE – red.).
[b] A jakie cele sobie stawiacie w tej kadencji?[/b]
Najważniejsza jest dla nas następna perspektywa budżetowa i walka o to, by Polskę za bardzo nie obciążano różnymi kosztami, np. ekologicznymi. Druga sprawa to utrzymanie, a następnie zwiększenie dopłat dla rolnictwa. Trzecia to kwestie strategiczne z energetyką na czele. I wreszcie konieczność rozmowy o kształcie UE. W Parlamencie Europejskim wytworzyła się taka maniera, że o przyszłości Unii się nie dyskutuje, bo nie wypada. A my chcemy dyskutować o różnych sprawach np. o tendencjach hegemonistycznych. Szef Komisji Europejskiej bardzo często rozmawia z prezydentem Francji i kanclerz Niemiec. Anglicy trochę się dystansują, ale nic ważnego bez ich zgody się nie zrobi, trochę dalej są Włosi, a już my bardzo daleko. O tym trzeba mówić.
[b]Czy projekt ustawy o in vitro może doprowadzić do wojny ideologicznej w PiS? Macie własny projekt i jest jeszcze tzw. projekt społeczny popierany przez część waszego klubu.[/b]
Nie będzie wojny ideologicznej. Większość klubu poprze projekt Bolesława Piechy, zakazujący sztucznego zapłodnienia metodą in vitro. Ja też za tym będę głosować, dlatego że taka jest nauka Kościoła. Ale inni zrobią jak chcą, dyscypliny w tej sprawie nie wprowadzimy, choć duża większość na pewno będzie za. Nie sądzę natomiast, by klub poparł projekt społeczny przewidujący straszne kary za wykonywanie in vitro, bo to nie jest właściwa droga.
[b]Ale jeżeli nie uda się przyjąć projektu Piechy, to czy poparlibyście rozwiązania Jarosława Gowina?[/b]
Sądzę, że taka byłaby postawa zdecydowanej większości. Kościół tego nie popiera, a jego głos w tej sprawie ma dla mnie znaczenie. Ale nikt nie będzie miał pretensji do posłów, którzy zechcą zagłosować za rozwiązaniem Gowina.
[b]Dlaczego godzi się pan na rządy spin-doktorów w partii? Wielu działaczy PiS ma o to żal. Niedawno Ludwik Dorn użył takiego porównania, że rządy Adama Bielana, Michała Kamińskiego i Ryszarda Czarneckiego będą miały zgubny wpływ na partię.[/b]
Twierdzenie, że w partii rządzą spin-doktorzy, jest po prostu śmieszne. Zrobili w PiS karierę w 2005 roku, kiedy partia była w kryzysie, a jednocześnie przez nasz komitet polityczny nie dało się przeprowadzić żadnego projektu. Sądzę, że niektórym osobom chodziło o przegraną w wyborach i przejęcie władzy w partii. Wtedy doszedłem do wniosku, że trzeba zastosować bajpas i uruchomiłem spin-doktorów do robienia różnych rzeczy. To szybko zaczęło przynosić efekty. Najpierw był słynny wiec PiS w Sali Kongresowej na temat konstytucji, który bardzo mocno nas zareklamował, a potem inne akcje. I zaczęliśmy wyprzedzać PO w sondażach. Większość naszych działaczy się ucieszyło, ale niektórzy się zmartwili. Może dlatego, że to nie oni wymyślili dobre akcje.
[b] Ale wielu działaczy wręcz ich nie znosi. Uważa pan, że nie ma w tym ani odrobiny ich winy?[/b]
Mają jedną złą cechę: mówią rzeczy, których nie powinni. Lubią się chwalić. Mówię im to w oczy, więc mogę też powiedzieć to czytelnikom „Rzeczpospolitej”. Natomiast wszystkie inne zarzuty pod ich adresem, np. ten, że rzekomo reglamentują dostęp do mnie, to czysta bajka. Do mnie łatwiej się dostać niż do wielu innych polityków, np. swojego czasu do Ludwika Dorna. I nie dzielę ludzi na tych, których akceptuję lub nie. Oczywiście ich pracę też można poprawić. Kampania w 2007 roku była przez nich zmonopolizowana. W tym roku wprowadziliśmy więcej pluralizmu, Jacek Kurski rozwinął skrzydła. Nasz pierwszy ostry spot, a później zaangażowanie pani Cugier-Kotki, to były jego pomysły. A jeśli chodzi o opinię Dorna, to powiem tylko, że odgrywa on dzisiaj smutną rolę.
[b]Może powinien pan wyciągnąć do niego rękę?[/b]
To przecież on publicznie ogłasza, że między nami jest niemożliwa do zasypania przepaść itd., itp. Zbigniew Ziobro przełamał się i pogodził z Dornem, choć ten, łagodnie mówiąc, nie miał o nim dobrego zdania. Dorn w ogóle ma skłonność do ostrych idiosynkrazji, często irracjonalnych. Wielu naprawdę świetnych ludzi padało ich ofiarą. Ale gdyby zechciał przestać szkodzić PiS, byłbym mu wdzięczny.
[b]Czy wiadomo już, kto będzie kandydatem PiS na prezydenta Warszawy? Ubiegają się o to Elżbieta Jakubiak i Paweł Poncyliusz i podobno ich wynik w tegorocznych wyborach miał być rodzajem sprawdzianu?[/b]
Nie było żadnych sprawdzianów. Posłowie zostali poproszeni o kandydowanie, by wzmocnić listy, czemu ja na początku byłem przeciwny, bo oczyma duszy widziałem problemy, które z tego wynikną. I nie pomyliłem się. Paweł Poncyljusz podszedł do swojej kampanii niezwykle poważnie i był bardzo widoczny. Natomiast kampania pani Elżbiety praktycznie nie istniała. Tymczasem jego przewaga nie była wcale miażdżąca.
[b]A czy te wyniki o czymś przesądzą?[/b]
Nie, bo najpierw musimy się zastanowić, co zrobić, żeby za rok warszawiacy ocenili obecną prezydent Hannę Gronkiewicz-Waltz nie według przynależności partyjnej, tylko według efektów pracy. Bo jeżeli w grę będzie wchodziła wyłącznie przynależność partyjna, to będzie trudno i konieczny będzie inny typ kandydata. Warszawa jest dziś mocno przechylona ku Platformie. Pytanie więc brzmi, kto będzie najlepszym kandydatem pod względem merytorycznym i wizerunkowym. Może ktoś z tej pary, ale dziś tego nie wiem. Kazimierz Marcinkiewiczm, mimo że był bardzo popularny jako premier, nie wygrał z kandydatką PO. Moim zdaniem głównie dlatego, że nie chciał robić kampanii na Pradze, gdzie my zawsze mamy wysokie poparcie, od czasów Porozumienia Centrum. Mieliśmy nawet swoich zwolenników na bazarze Różyckiego, bo ci ludzie byli bardzo antykomunistyczni. A przy ul. Kijowskiej mieliśmy lokalik partyjny koła PC, które prowadził pan z bazaru Różyckiego. Pamiętam taką anegdotę, że któregoś dnia w trakcie zebrania koła ów pan spojrzał na zegarek i powiedział – koniec gadania, teraz muszę nakarmić gołębie.