[b]RZ: Dlaczego polskie organizacje w Niemczech dopiero teraz występują z apelem o uporządkowanie spraw sprzed 69 lat?[/b]
[b]Stefan Hambura:[/b] Najwidoczniej potrzebowały czasu, by przemówić jednym głosem. Dojrzeć musiała też sytuacja w polsko-niemieckich stosunkach. Obchodzona wspólnie przez Polaków i Niemców 70. rocznica napaści na Polskę i wybuchu II wojny światowej jest bardzo dobrą okazją do uregulowania kwestii mających fundamentalne znaczenie dla przyszłości.
Oficjalnie uchylenie rozporządzenia wydanego w czasach III Rzeszy o likwidacji polskiej mniejszości powinno stanowić podstawę tworzenia nowego rozdziału w sąsiedztwie naszych krajów.
[b]Czego pan się spodziewa?[/b]
Przede wszystkim rzeczowej, przychylnej reakcji pani kanclerz i konstruktywnego dialogu zainteresowanych stron. Nie byłby to pierwszy przypadek anulowania hitlerowskich aktów prawnych, że wspomnę uchylenie w 1999 r. „rozporządzenia w sprawie regulacji kwestii przynależności państwowej”, wydanego 20 stycznia 1942 r. W RFN żyje obecnie do 2 mln obywateli polskiego pochodzenia czy, jak to się ujmuje w niemieckich źródłach, „polskojęzycznych”, w tym blisko 400 tys. otwarcie przyznających się do polskiej narodowości. Delegalizacja przedwojennych struktur polskich w Niemczech spowita jest milczeniem, a przecież rozwiązano wówczas wszelkie zrzeszenia, a działacze polskiej mniejszości, nauczyciele czy księża, byli eksterminowani w obozach koncentracyjnych. Chodzi o moralne zadośćuczynienie. Im się to po prostu należy od władz dzisiejszych, demokratycznych Niemiec. Zwłaszcza że w RFN istnieją związki będące spadkobiercami tych sprzed wojny.