Prestiżowe muzyczne gwiazdy na brzydkim placu

Orange Warsaw Festival w tym roku udał się połowicznie. To świetna impreza, ale zorganizowana w złym miejscu.

Publikacja: 06.09.2009 19:41

Prestiżowe muzyczne gwiazdy na brzydkim placu

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,359464.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b]

Pod względem artystycznym zakończony w sobotę festiwal należy do najciekawszych wydarzeń roku. Zamiast komercyjnych gwiazd w Warszawie zjawili się ci, którzy dyktują warunki w drugim, alternatywnym obiegu: MGMT, Calvin Harris, N.E.R.D.

Wystarczyło się rozejrzeć w tłumie, by wiedzieć, że impreza trafnie odzwierciedla muzyczne mody: przyszły przede wszystkim nastolatki w strojach łączących klimaty brzmień klubowych i indie. Dla niezorientowanych festiwal był błyskawiczną lekcją: tego się teraz słucha. Tego, czyli zespołów, które oryginalnie łączą gatunki i wiedzą, jak stworzyć widowisko.

Pharrell Williams wystąpił nie jako gwiazdorski producent Britney Spears i Justina Timberlake'a, ale zaangażowany raper. Kręcił się na skraju sceny, przewodząc muzycznemu gangowi N.E.R.D. Łatwo zmieniał rytmy i konwencje – z hardrockowych perkusji i gitar przeskakiwał do subtelnego jazzu. Świetny z niego showman: zbierał rzucane przez wielbicielki staniki i nie pozwolił nikomu się ruszyć z miejsca, gdy zaczęło lać. W tym samym czasie na małej scenie Calvin Harris proponował muzykę taneczną inspirowaną disco i brzmieniami lat 80. Dziś granie wyłącznie z komputera nie wystarczy, więc Harrisowi towarzyszył zespół. Dopiero na żywo słychać, jak wiele rockowych elementów wprowadza do utworów.

Minęły czasy anonimowej muzyki klubowej, dziś na scenie musi się pojawić charyzmatyczny lider.

Brytyjski duet Groove Armada przyjechał z nową wokalistką, która – zakryta opiętym futurystycznym kostiumem – zastępowała wizualne atrakcje, z jakich dotąd słynął zespół. Prężyła się niczym superbohaterka kosmicznego komiksu, śpiewała wysoko i chłodno, jak Annie Lennox w Eurythmics. To był najnowocześniejszy i najbardziej zaskakujący koncert: potężnie zabrzmiało mroczne elektro wzmocnione gitarami i artylerią laserów. Scenografię stanowiły same światła. Telebimy pokazywały czarno-białe, rozchwiane kadry. Było surowo i minimalistycznie, Groove Armada mówi: dość natłoku obrazów, wróćmy do muzyki.

Niezwykłe koncerty odbywały się w fatalnych okolicznościach – plac Defilad to punkt przelotowy, nieprzystosowany do potrzeb masowej imprezy. Choć zniknęły budy handlarzy i śmierdzące fast foody, wciąż jest ziemią niczyją – brzydki parking, puste hale targowe, żywopłoty i murki, które utrudniają przejście. Na czas festiwalu pojawiły się jeszcze stragany z perukami oraz koszmarne balony sponsorów.

Wyglądało to tak, jakby prestiżowe przyjęcie urządzono w przedpokoju, przez który przewalają się masy ludzi, często przypadkowych. Nie sposób się skupić, cieszyć muzyką i atmosferą. Władze Warszawy i organizatorzy zapewne chcą odczarować cieszące się złą sławą centrum miasta. Ale do tego trzeba poważnej koncepcji i nowego zagospodarowania przestrzeni wokół PKiN. Na razie gołym okiem widać, że na tytuł europejskiej stolicy kultury nie zasługujemy.

 

 

 

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,359464.html]Zobacz galerię zdjęć[/link][/b]

Pod względem artystycznym zakończony w sobotę festiwal należy do najciekawszych wydarzeń roku. Zamiast komercyjnych gwiazd w Warszawie zjawili się ci, którzy dyktują warunki w drugim, alternatywnym obiegu: MGMT, Calvin Harris, N.E.R.D.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!