Kiedyś kadrą rządził Zinedine Zidane, słuchając podpowiedzi tylko swoich kolegów z Bordeaux – Bixente Lizarazu i Christophe’a Dugarry’ego. Kogo nie lubił Zidane, tego w kadrze nie było. Żaden selekcjoner od 1998 roku nie był w stanie przyćmić autorytetu Zidane’a, żaden nawet tego nie próbował, bo za piłkarzem stał naród.
Teraz w reprezentacji nie ma Zidane’a ani żadnego piłkarza, który przejąłby jego rolę. Jest za to selekcjoner, który konsekwentnie burzy swój autorytet. Domenech i nieporozumienia trzymają się razem. Dzień przed pierwszym meczem Francji (dziś z Urugwajem) trener udawał, że wszystko jest w porządku, chociaż wiadomo, że w jego drużynie każdy idzie w swoją stronę.
Francja w RPA odcięła się od świata, selekcjoner na miejsce zgrupowania wybrał Knysnę położoną w połowie drogi między Kapsztadem a Port Elizabeth. Francuscy dziennikarze narzekają, że nie działają tam telefony komórkowe, a piłkarzom nudzi się tak bardzo, że kolejne konflikty będą tylko kwestią czasu. Przewidują zresztą, że ich reprezentacja wróci do kraju tak szybko, jak się da, czyli po fazie grupowej. W kraju modne nie jest już dopingowanie, ale drwienie z kadry, wszyscy czekają na rewolucję, która nastąpi wraz z odejściem trenera.
W Knysnie każdy ranek przynosił kolejne rozczarowania. Przez miejscowe media i kibiców Francuzi już teraz zostali nazwani najbardziej arogancką drużyną turnieju i nie mogą liczyć na żadne wsparcie. Zamknęli się w hotelu, Afrykę i afrykańskich kibiców widzieli tylko na lotnisku. Mieszkający także w Knysnie Duńczycy spacerują po mieście każdego dnia. Francuzi nawet boisko znaleźli w lesie, odgrodzone od świata.
Piłkarzom się to nie podoba, ci o afrykańskich korzeniach liczyli, że mundial w RPA będzie szansą, by poczuć Afrykę. „Cudowna izolacja” dotyczy także prasy – William Gallas powiedział, że w ogóle nie będzie udzielał wywiadów. Domenech zabronił czytania gazet, za rozmawianie o jakimś artykule przyłapani piłkarze wpłacają po 50 euro kary. Zarabiający miliony gwiazdorzy zaczynają się buntować.