Do Wojskowej Prokuratury Okręgowej w Warszawie wpłynie dziś stanowisko siedmiu rodzin ofiar katastrofy. Nie zgadzają się w nim z decyzją śledczych o unieważnieniu zeznań kontrolerów z wieży lotniska Siewiernyj.
– Pierwotne, kwietniowe zeznania kontrolerów są ważnym dowodem w śledztwie i winny podlegać swobodnej ocenie – mówi mec. Rafał Rogalski, reprezentujący kilka rodzin. – Mają tym większe znaczenie, że różnią się od złożonych później.
Chodzi o przesłuchania ppłk. Pawła Plusnina i mjr. Wiktora Ryżenki, którzy 10 kwietnia sprowadzali na ziemię Tu-154. Rosyjscy śledczy (“Rz” ujawniła to w listopadzie) zdyskwalifikowali ich pierwotne zeznania, uznając je za nierzetelne, m.in. na protokołach brakowało podpisu prokuratora i godzin rozpoczęcia i zakończenia przesłuchania. Traktują zaś za ważne przesłuchania z sierpnia. Polscy śledczy przychylili się do ich stanowiska. Powołali się m.in. na konwencję strasburską. – Przepisy konwencji strasburskiej nie mają tu zastosowania – twierdzi mec. Rogalski. – Dotyczą tylko czynności wykonanych na wniosek o pomoc prawną. A kwietniowe przesłuchania kontrolerów Rosjanie przeprowadzili na potrzeby swego śledztwa.
Co przemawia za ważnością pierwszych zeznań kontrolerów? Przesłuchanie przeprowadzono zgodnie z polskim porządkiem prawnym. A braki na protokołach nie dyskwalifikują ich – zaznaczono w stanowisku.
Poza tym w kwietniu ppłk Plusnin powiedział, że podał załodze Tu-154, iż widoczność na lotnisku wynosi 400 m, choć sięgała 800. Twierdził, że chciał zniechęcić pilotów do lądowania. W sierpniu utrzymywał, że widoczność wynosiła 400 m, czyli tyle, ile podał załodze. Z kolei Ryżenko najpierw zeznał, że w wieży był też płk Krasnokutski z jednostki w Twerze. Później obaj kontrolerzy o Krasnokutskim nie wspominają. W nowych zeznaniach twierdzą, że tupolew był sprowadzany na ziemię według procedur cywilnych. Wcześniej sugerowali, że wojskowych. W przypadku uznania lotu za cywilny decyzja o lądowaniu należy do pilotów.