Reklama

Zestrzelenie MH17: W pościgu za generałem

Ukraińska służba bezpieczeństwa rozesłała list gończy za Olegiem Iwannikowem oskarżonym o współudział w zestrzeleniu samolotu pasażerskiego latem 2014 roku.

Publikacja: 20.02.2019 19:06

Zestrzelenie MH17: W pościgu za generałem

Foto: AFP

Według informacji grupy śledczych dziennikarzy Bellingcat Iwannikow ma stopień generała w wywiadzie wojskowym GRU. SBU zarzuca mu „stworzenie grupy terrorystycznej i kierowanie nią" (za co grozi do 15 lat więzienia) oraz „prowadzenie agresywnej wojny" (również do 15 lat więzienia).

„Ukraińskie samoloty ostrzeliwują cały czas nasze pozycje" – mówił „wiceminister obrony Ługańska" Oleg Bugrow w rozmowie nagranej przez SBU 14 lipcu 2014 roku. „Mszczą się za samoloty (11 i 13 lipca ukraińskie lotnictwo straciło dwie maszyny – red.), ale już tylko parę dni zostało, u nas już jest Buk i w ch... będziemy ich zestrzeliwać" – odpowiadał jego rozmówca o pseudonimie „Orion".

To jego właśnie najpierw grupa Bellingcat, a potem SBU zidentyfikowały jako generała GRU Olega Iwannikowa.

17 lipca 2014 roku zestaw rakiet przeciwlotniczych Buk, którym tak chwalił się „Orion", zestrzelił malezyjski samolot pasażerski lecący z Amsterdamu do Kuala Lumpur. W boeingu zginęło 298 osób, w tym 80 dzieci.

Według SBU Iwannikow był odpowiedzialny za sprowadzenie „Buka" z Rosji, a potem za zwrócenie go. Macierzystą jednostką maszyn była rosyjska 53. Brygada Rakietowa z Kurska. Z nagrań, jakimi dysponuje służba bezpieczeństwa, oraz z dokumentów Wspólnego Zespołu Śledczego (JIT – stworzonego przez Holandię, Belgię, Ukrainę, Australię i Malezję) wynika, że „Orion" znajdował się latem 2014 roku na linii frontu, jego rozmówcą zaś „na tyłach" był niejaki „Delfin". To ten ostatni załatwił wypożyczenie zestawu rakietowego. Bellingcat uważa, że osobą, która kryła się za tym pseudonimem – a która wydawała rozkazy „Orionowi" – był główny inspektor rosyjskiego Centralnego Okręgu Wojskowego, generał Nikołaj Tkaczew. „Delfin" rzecz jasna cały czas znajdował się na terenie Rosji.

Reklama
Reklama

– Nie ma żadnych dowodów współudziału rosyjskich obywateli w upadku samolotu w Donbasie – poinformowała rosyjska Prokuratura Generalna.

„Orion" otrzymujący rozkazy od „Delfina" sam rozkazywał oddziałom w okolicach Ługańska: zarówno armii rosyjskiej, jak i najemnikom oraz miejscowym. Inny oficer rosyjskich służb specjalnych Igor Girkin (pseudonim „Striełkow"), który dowodził z kolei w okolicach Słowiańska, wspominał, że widział Iwannikowa w Donbasie. Inni informatorzy Bellingcat opowiadali, że wydawał on rozkazy nawet Dmitrijowi Utkinowi, dowódcy rosyjskich najemników z firmy Wagner. Nazwa firmy pochodzi od pseudonimu samego Utkina. Kolejni świadkowie tamtych wydarzeń twierdzą, że Iwannikow sam dowodził najemnikami, odsuwając Utkina na bok.

Dziennikarze wpadli w końcu na trop „Oriona", gdyż lubił on robić zakupy w internecie. W jednym z sieciowych sklepów zarejestrował swój numer telefonu na pseudonim „Oreon" (tak nazywali go również niektórzy w Donbasie), ale jako punkt odbioru zakupów podał adres kwatery głównej wywiadu wojskowego w Moskwie.

Według Bellingcat Iwannikow wrócił do Rosji w 2015 roku. Nie wiadomo, gdzie jest obecnie i co robi.

Wydarzenia
Poznaliśmy nazwiska laureatów konkursu T-Mobile Voice Impact Award!
Wydarzenia
Totalizator Sportowy ma już 70 lat i nie zwalnia tempa
Polityka
Andrij Parubij: Nie wierzę w umowy z Władimirem Putinem
Materiał Promocyjny
Ubezpieczenie domu szyte na miarę – co warto do niego dodać?
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama