– To prawdziwa masakra! – mówili mieszkańcy Bengazi, z którymi dziennikarze zdążyli porozmawiać przez telefon, zanim władze libijskie odcięły połączenia. Tylko w nocy z soboty na niedzielę siły bezpieczeństwa w drugim pod względem wielkości mieście Libii zabiły co najmniej 20 osób.
Wojsko strzela do tłumów z karabinów snajperskich i broni ciężkiej, m.in. wyrzutni rakiet. Liczba śmiertelnych ofiar pięciodniowych walk w Bengazi i okolicznych miasteczkach wynosi według różnych szacunków od 100 do ponad 200 osób. Rannych zostało ponad 1000.
Reżim Muammara Kaddafiego nie dopuszcza zagranicznych mediów do rejonu zamieszek. Z telefonicznych i internetowych relacji świadków wynika jednak, że znaczna część Bengazi została opanowana przez protestujących.Siły bezpieczeństwa wycofały się do otoczonego wysokim murem ośrodka wojskowego, skąd ostrzeliwują ulice. Wielu żołnierzy przyłączyło się do przeciwników rządu. Pisarz Idris Ahmed al Agha informował, że dziś około południa na ulicach było 20 tys. ludzi.
Protesty w Bengazi od kilku dni przebiegały według schematu: mundurowi strzelali do demonstrantów, zabijając kilka osób, a następnego dnia podczas ich pogrzebu dochodziło do zamieszek i padały kolejne ofiary. Na ich pogrzeb przychodziło jeszcze więcej ludzi, wywołując nowe starcia.
W sobotę potężny tłum żałobników przechodził obok budynków wojskowych. Gruchnął stamtąd pojedynczy strzał i jeden z mężczyzn trafiony w głowę padł na ziemię. Ludzie jednak się nie rozpierzchli, kontynuowali marsz. – Precz z Kaddafim! – skandowali. Nagle zasypał ich grad pocisków. Na ziemię padły dziesiątki zabitych i rannych.