Nie wiadomo, czy zamiana katyńskich tablic, a przede wszystkim skreślenie słów o ludobójstwie polskich oficerów w Katyniu, to zwyczajna prowokacja czy element walki o władzę w Rosji. Wobec tej drugiej hipotezy należy być bardzo ostrożnym, bo żadne oficjalne czynniki rosyjskie nie odcięły się od tego incydentu.
Sprawcy prowokacji zakładali zapewne, że przedstawiciele Polski skompromitują się słabą albo żadną reakcją, a wzburzenie opozycji pozwoli jeszcze bardziej podzielić polską opinię publiczną, pogłębi różnice w odniesieniu do polityki wobec Rosji i to nie tylko między władzą i opozycją, ale też pomiędzy ośrodkami władzy wykonawczej – premierem, prezydentem i ministrem spraw zagranicznych. A wszystko to będzie osłabiać pozycję Polski.
Odzieranie z sensu
Nie ma większego sensu tłumaczenie incydentu zamontowaniem pierwotnej tablicy przez polską organizację pozarządową bez formalnej zgody władz rosyjskich. Po pierwsze dlatego, że kolejną tablicę władze rosyjskie umieściły bez ustalenia treści ze stroną polską, co było konieczne. Po drugie, bo montaż nowych treści już bez krzyża nastąpił w przeddzień wizyty w Katyniu prezydenta Polski. A przede wszystkim ze względu na tragiczne okoliczności sprzed roku i składane wówczas deklaracje działania na zasadzie dobrej woli, w czym nie mieści się jednostronna zmiana tekstu i obciążanie winą polskiego MSZ.
Charakterystyczne zresztą, że zamach cenzury dotyczył również motywu, dla którego poprzednik prezydenta Komorowskiego zmierzał do Rosji, czyli odziera ją z podstawowego sensu politycznego.
Pominięcie kwalifikacji prawnej zbrodni w Katyniu usuwa słowa o tym, kogo Lech Kaczyński i delegacja polska mieli uczcić 10 kwietnia ubiegłego roku. Rosjanie rozumieją przecież, że słowa o zbrodni katyńskiej nie łączyły tej sprawy z katastrofą lotniczą, ale przypominały cel tamtej tragicznie zakończonej misji.