Kilka tysięcy billboardów w całym kraju wykupił SLD, by reklamować niektórych kandydatów na posłów. Według naszych informacji przypadły one w udziale startującym z pierwszych i drugich miejsc na listach, a czasami wsparto też tzw. trójki, np. w Warszawie, gdzie z trzeciego miejsca stratuje szefowa młodzieżówki Paulina Piechna-Więckiewicz. Nie byłoby w tym nic dziwnego (prawo na to pozwala), gdyby nie to, że i rzecznik partii Tomasz Kalita, i skarbnik Kazimierz Karolczak zaprzeczają, jakoby partia ufundowała miejsca reklamowe.
– Z funduszu centralnego nie finansujemy kampanii billboardowej – zapewniał w rozmowie z "Rz" Karolczak. – Każdy kandydat sam płaci za swoje billboardy.
– Jak to nie wykupili billboardów, skoro wiszą i gołym okiem widać, że zamówiła je partia – śmieje się członek władz Sojuszu.
Z naszych informacji wynika np., że tam, gdzie billboardy rozdzielono między dwie osoby, 70 proc. z nich dostały osoby otwierające listy, a 30 proc. dwójki.
Jednak – jak się okazało – okręg okręgowi nierówny. Dla Iwony Piątek, szefowej Partii Kobiet, jedynki na sieradzkiej liście SLD, to 70 proc. oznacza trzy billboardy. – Gdy spytałam, dlaczego tak mało, bo wiem, że na Śląsku osoby z drugich miejsc miały do dyspozycji ponad 20 billboardów, usłyszałam, że na naszym terenie tylko tyle udało się wykupić – powiedziała "Rz" Piątek.