"Cenckiewicz i Gontarczyk nie napisali prawdy, całej prawdy i tylko prawdy" - napisał na blogu Ludwik Dorn. Chodzi o zarzut, który autorzy książki "SB a Lech Wałęsa" postawili Dornowi, że w 2007 r. uniemożliwił dostęp do akt tzw. Komisji Ciemniewskiego. Według "Uważam Rze" znajdują się tam kopie dokumentów SB na temat Lecha Wałęsy. Oryginały zniknęły z teczki Wałęsy za czasów jego prezydentury.
Dorn ujawnił pismo, jakie skierował w 2007 r. do ówczesnego prezesa IPN prof. Janusza Kurtyki. "Wyrażam zgodę na udostępnienie ww. dokumentacji w celu sporządzenia z niej kopii" - pisał Dorn.
W piśmie Dorn zwracał jednak uwagę, że dokumentacja ta opatrzona jest klauzulą "ściśle tajne", a on nie miał możliwości jej odtajnienia. Twierdzi, że chodziło mu o to, że do archiwum sejmowego można było wysłać kogoś, kto miał certyfikat dostępu do informacji niejawnych.
"Być może było tak, że żaden z nich nie miał uprawnienia do dostępu do dokumentów oznaczonych klauzulą tajności" - pisze Dorn o Cenckiewiczu i Gontarczyku.
Cenckiewicz polemizuje z Dornem. - W obowiązującym w 2007 r. porządku prawnym dysponentem dokumentów klauzulowanych przez Sejm w 1992 r. (np. protokołów z posiedzeń Komisji Ciemniewskiego) był marszałek Sejmu. W jego gestii leżała decyzja o ich odtajnieniu - mówi Cenckiewicz. Dodaje, że jeśli chodzi o dokumenty SB, to w 2007 r. prawo do zdjęcia klauzul miał szef ABW. - Niestety, nikt wówczas nie miał świadomości, że w aktach Komisji Ciemniewskiego mogą znajdować się kopie donosów - mówi.