Widać było rosyjskie wpływy

Ekipa Władimira Putina w Smoleńsku była świetnie przygotowana. U nas panował chaos – wspomina Paweł Kowal

Publikacja: 09.04.2012 20:49

Paweł Kowal, europoseł PJN. Był m.in. wiceszefem MSZ

Paweł Kowal, europoseł PJN. Był m.in. wiceszefem MSZ

Foto: Fotorzepa, Magda Starowieyska MS Magda Starowieyska

Red

Pamięta pan atmosferę przed lotem prezydenta do Smoleńska; te listy otwarte, żeby się Lech Kaczyński nie wtrącał, skoro zapraszają Tuska i że jest to tak niesłychane wydarzenie, że Tusk tam będzie z Putinem...

Paweł Kowal:

Ilość głupich słów, jakie wtedy padły, ilość publikowanych głupot o relacjach polsko-rosyjskich  przekraczała wszelkie granice. Zresztą ilość głupot, jakie powiedziano i napisano w pierwszych miesiącach po katastrofie, też przekroczyła wszystkie normy. Przed katastrofą to była wyrachowana do cna gra o pozycję polityczną w Polsce, ale po katastrofie emocje były tak silne, że wymknęły się spod kontroli.

Emocje emocjami, ale jak wytłumaczyć minister Kopacz, która w Sejmie zapewniała o najwyższej staranności, o przekopaniu ziemi na głębokość metra, o rewelacyjnej współpracy z Rosjanami itd.?

Na zdrowy rozum to były niepojęte zachowania. Rządzący widać uznali, że gdyby w jakiejkolwiek sprawie odsunęli się od ściany, do której byli przyparci, to Jarosław Kaczyński powiedziałby – "no właśnie, potwierdza się wszystko, co mówiłem". I oni przyjęli taką metodę, że nie przyznają się do żadnego błędu, a tych błędów było wiele. Wracając do tamtych wypowiedzi Kopaczowej, to jest pewien problem generalny, a mianowicie taki, że w Polsce członkowie rządu nie szanują swego słowa. Bo ona mówiła rzeczy, których sama nie była pewna, czy się wydarzyły.

Jakie były te kluczowe błędy?

Najpierw został popełniony psychologiczny błąd. Rosjanie są wrażliwi na opinię światową o nich. I w momencie, kiedy Tusk stał przed kamerami – niezależnie od tego, czy by się ściskał z Putinem, czy nie – powinien sformułować swoje oczekiwania polityczne wobec Rosji nie tylko w rozmowie z Putinem, ale i przed tymi kamerami. I Putin wtedy by się zgodził, a potem miałby trudniej podczas negocjacji. Po drugie, skoro już Tusk udał się do Smoleńska, bo taka jest specyfika dzisiejszych czasów, że premier, prezydent jeżdżą na miejsca katastrof, to powinien przynajmniej zadbać o to, żeby w czasie, gdy on będzie podróżował do Smoleńska, zostały przygotowane ekspertyzy prawne. I tam był pierwszy element słabości państwa. Na pokładzie Tu-154 zginął także Andrzej Kremer, wiceminister spraw zagranicznych odpowiedzialny za sprawy traktatowe, i oni nie mieli nikogo pod ręką, kto byłby w stanie z głowy w ciągu kilku godzin przeanalizować możliwe drogi prawne.

A nie jest tak, że Kreml i rząd Tuska chciały jak najszybciej "ustalić" odpowiedzialność pilotów. Po prostu zamknąć ten temat.

W Polsce tuż po katastrofie ujawniło się, podszyte błędnym przekonaniem o polskiej rusofobii, przekonanie, że trzeba uciszyć atmosferę, "uspokoić nastroje". Słyszałem z różnych ust takie pytania:  – A gdyby nawet okazało się, że winni są Rosjanie? To co my im zrobimy? Wojnę im wypowiemy? Ujawnił się pewien rodzaj "rusorealizmu", który był zabójczy dla ówczesnej polityki. Jeśli miałbym jakoś zrekonstruować myślenie ówczesne elit władzy, to pewnie dałoby się streścić tak: "tu Kaczyński, tam Ruscy, a za pasem wybory prezydenckie. Lepiej wyciszać".

Nie brakło mediów czynnie wspierających tę taktykę wyciszania...

Nie brakło. Ale warto też przypomnieć, że dziennikarze w Polsce byli poddawani daleko idącej dezinformacji. Ujawniło się wtedy, pierwszy raz po wielu latach, realne podglebie wpływu rosyjskiego w Polsce. Znam bardzo konkretną osobę, dziennikarza znanej gazety, który jest człowiekiem uczciwym, nowego pokolenia, nie ze służb komunistycznych. I umówił się ze mną w ścisłej tajemnicy dwa dni po katastrofie, żeby mi powiedzieć, że wie z pewnego stuprocentowego źródła, iż w nagraniach z czarnych skrzynek jest długa wypowiedź Olka Szczygły, który każe pilotom lądować.

Nie brakowało stuprocentowo pewnych źródeł...

Dezinformacji było dużo i były one przejawem profesjonalizmu strony rosyjskiej, a nie błędem strony polskiej.  Starcie państwa autokratycznego z demokratycznym jest w ogóle trudne dla tego drugiego, bo państwo demokratyczne nie ma pewnych mechanizmów obronnych. Polska była jak ślimak bez pancerzyka. Można było podsuwać dowolne głupoty, ekspertów różnych dziwnych pokazywać... Kiedy w Smoleńsku przyjechałem na rozmowę z Putinem, to po naszej stronie panowała dezorganizacja. Premier wyjechał, bo się spieszył do Polski i nie był w stanie porozumieć się z obozem opozycji. W tym samym czasie ja znalazłem się na polecenie Jarosława Kaczyńskiego w obozowisku Putina. I uświadomiłem to sobie dopiero później, że znałem wszystkich Rosjan, którzy kręcili się przy tym namiocie. Wtedy uznałem to za zbieg okoliczności, ale potem pomyślałem, że Rosjanie w ciągu paru godzin wykonali ogromną pracę. Putin jadąc na miejsce tej katastrofy, zabrał byłego zastępcę  ambasadora, byłego ministra, wszystkich, którzy znają Polskę, ponieważ ich wiedza może się przydać. Po naszej stronie nie można było nawet ustalić szczegółów uroczystości żałobnych.

rozmawiali Piotr Legutko  i Dobrosław Rodziewicz.

Fragment książki, która ukaże się jesienią nakładem Wydawnictwa Literackiego

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!