Pamięta pan atmosferę przed lotem prezydenta do Smoleńska; te listy otwarte, żeby się Lech Kaczyński nie wtrącał, skoro zapraszają Tuska i że jest to tak niesłychane wydarzenie, że Tusk tam będzie z Putinem...
Paweł Kowal:
Ilość głupich słów, jakie wtedy padły, ilość publikowanych głupot o relacjach polsko-rosyjskich przekraczała wszelkie granice. Zresztą ilość głupot, jakie powiedziano i napisano w pierwszych miesiącach po katastrofie, też przekroczyła wszystkie normy. Przed katastrofą to była wyrachowana do cna gra o pozycję polityczną w Polsce, ale po katastrofie emocje były tak silne, że wymknęły się spod kontroli.
Emocje emocjami, ale jak wytłumaczyć minister Kopacz, która w Sejmie zapewniała o najwyższej staranności, o przekopaniu ziemi na głębokość metra, o rewelacyjnej współpracy z Rosjanami itd.?
Na zdrowy rozum to były niepojęte zachowania. Rządzący widać uznali, że gdyby w jakiejkolwiek sprawie odsunęli się od ściany, do której byli przyparci, to Jarosław Kaczyński powiedziałby – "no właśnie, potwierdza się wszystko, co mówiłem". I oni przyjęli taką metodę, że nie przyznają się do żadnego błędu, a tych błędów było wiele. Wracając do tamtych wypowiedzi Kopaczowej, to jest pewien problem generalny, a mianowicie taki, że w Polsce członkowie rządu nie szanują swego słowa. Bo ona mówiła rzeczy, których sama nie była pewna, czy się wydarzyły.