Rozumiem, że pozycja Jarosława Kaczyńskiego była podyktowana oświadczeniem Bronisława Komorowskiego w sprawie Euro 2012. Gdyby polski prezydent zaapelował o bojkot mistrzostw na Ukrainie, przywódca opozycji byłby temu z pewnością przeciwny. Osobiście jestem przeciwny bojkotowi mistrzostw czy olimpiad. Doświadczenie z historii wskazuje, że to nie daje skutków, a mieszanie polityki ze sportem jest zarówno nieefektywne, jak i niebezpieczne. W latach 80., w czasach zimnej wojny, przekonały się o tym Stany Zjednoczone i Związek Sowiecki. Mam wrażenie, że piłka nożna obecnie została wykorzystana jako narzędzie potężnego szantażu na Ukrainę. Gdyby Polska, ukraiński partner w organizacji mistrzostw Euro 2012, faktycznie odważyła się na taki krok, miałoby to skrajnie negatywne skutki dla stosunków obydwu tych krajów. Dotyczy to także ukraińsko-polskiej współpracy gospodarczej.
Polska, wspierająca europejskie aspiracje Ukrainy, wielokrotnie występowała w Unii Europejskiej jako adwokat ukraińskich interesów. Tracąc Ukrainę, utraciłaby w Unii także wizerunek państwa mającego wpływ na politykę wschodnią. Decyzja Polski negatywnie zostałaby odebrana także przez ukraińskie społeczeństwo, które zostałoby postawione przed faktem dokonanym. Co zaś dotyczy stosunków naszego kraju z Rosją, Ukraina za wszelką cenę próbuje udowodnić, że jest potrzebna Unii Europejskiej. Tymczasem niektórzy europejscy politycy, jak na przykład kanclerz Niemiec Angela Merkel, popychają nasz kraj w kierunku rosyjskim i zachowują się tak, jakby byli sojusznikiem Władimira Putina.
Antin Borkowski - lwowski publicysta
Na ukraińskie władze należy wywierać presję w kwestii uniewinnienia Julii Tymoszenko lub dopuszczenia do jej profesjonalnego leczenia za granicą. Bojkotując mistrzostwa Euro 2012, politycy bojkotują zarówno europejskie aspiracje Ukrainy i jej poczynania w kierunku integracji z Zachodem, jak i paradoksalnie samą przywódczynię ukraińskiej opozycji, która jako premier w 2007 roku bardzo poważnie podeszła do organizacji tej prestiżowej imprezy. Powiedziałbym, że apele o bojkot mistrzostw na Ukrainie to decyzja oznaczająca stosowanie podwójnych standardów. W przeciwnym razie należałoby bojkotować także organizowane olimpiady w rosyjskim Soczi czy chińskiej stolicy Pekinie. Europejscy, w tym także polscy, politycy powinni zmienić akcenty i przede wszystkim skupić się na sprawie samej Julii Tymoszenko. Apelujący o bojkot mistrzostw Jarosław Kaczyński powinien postąpić zupełnie odwrotnie i zamiast protestować, powinien osobiście przyjechać na mecze piłkarskie odgrywane na Ukrainie w czerwcu, by przy okazji porozmawiać z władzami naszego kraju o sytuacji przywódczyni opozycji, być może skłaniając ich do pewnych ustępstw. Gdyby do mistrzostw faktycznie nie doszło, ukraińskie władze i tak wyszłyby z tego obronną ręką, a winą za zaistniałą sytuację obarczyłyby Zachód. Decyzja Polski, współorganizatora mistrzostw, poważnie zaszkodziłaby stosunkom między naszymi krajami. Nie zrozumieliby jej także sami Ukraińcy. Odebranie Euro 2012 byłoby dla nich obrazą. Skorzystałaby na tym także Rosja, próbująca oderwać Ukrainę od Europy i wciągnąć Kijów w orbitę swoich interesów.