Sprawa śmierci generała Marka Papały na nowo wywołała dyskusję o wiarygodności świadków koronnych. Chodzi o sensacyjne zeznania Roberta P. – nowego świadka koronnego, który twierdzi, że byłego szefa policji zabił inny koronny: Igor M., ps. Patyk.
"Rz" dotarła do analizy Prokuratury Generalnej dotyczącej instytucji świadków koronnych, zamówionej po ujawnieniu rewelacji w sprawie Papały.
Wynika z niej, że w łódzkich śledztwach dotąd status taki nadano tylko dwóm osobom – jedna z nich to Robert P.
Czy koronny, który przemówił dopiero w zeszłym roku, 13 lat od mordu, jest wiarygodny? – Wiele zależy od tego, czy prokuratura oprócz zeznań ma też inne dowody potwierdzające tę wersję – mówi "Rz" prof. Brunon Hołyst, kryminolog. Łódzcy prokuratorzy zapewniają, że je mają, lecz nie ujawniają jakie.
Analiza Prokuratury Generalnej miała na celu zbadanie, na ile świadkowie koronni pomogli wymiarowi sprawiedliwości. Wnioski? – Praktyka wykazała ich przydatność do zwalczania najgroźniejszej przestępczości o charakterze zorganizowanym. Wyłącznie lub w dużej mierze, dzięki ich zeznaniom, potwierdzonym innymi dowodami, rozbito wiele gangów i wykryto sprawców poważnych przestępstw, którzy wcześniej czuli się bezkarni – mówi "Rz" Mateusz Martyniuk, rzecznik prokuratora generalnego.
Pierwsi koronni dostali taki status w 1998 r. Do dziś jest ich 107. Początkowo przybywało ich jak grzybów po deszczu, ale teraz status dostają nieliczni, a śledczy ostrożnie korzystają z ich pomocy. Sami odsiewają niewiarygodnych – dotąd już w trakcie wszczętej procedury odrzucili 39 kandydatów.
Najwięcej – 23 świadków dostało status w 2001 r. Później przybywało ich mniej. Przykładowo, w 2009 r. koronnym został tylko jeden, w tym roku dwóch.
– W przeciwieństwie do końca lat 90., gdy działały groźne gangi, dziś jest mniejsza potrzeba wykorzystywania koronnych – uważa Zbigniew Ćwiąkalski, były minister sprawiedliwości.