Bractwo wezwało do zorganizowania ogólnokrajowych demonstracji; we wtorek na placu Abdin w Kairze ma się zebrać milion ludzi, zwolenników islamistów. To grozi starciami ze zwolennikami reform, którzy koczują na kairskim placu Tahrir. Islamiści już usiłowali spalić około 30 postawionych tam namiotów, na szczęście bezskutecznie.

To wszystko jest efektem czwartkowego dekretu Mursiego, zgodnie z którym jego decyzje są ostateczne i niepodważalne. Ale prezydentowi grozi jeszcze jedna rebelia – ze strony prawników, którzy oskarżyli go, że poszerza swe uprawnienia między innymi kosztem sądów.

Najwyższa Rada Sądownicza uznała, że dekret jest „bezprecedensowym atakiem" na sądy. W Kairze zebrał się Klub Prawników reprezentujący przedstawicieli tej profesji z całego Egiptu. Wezwał prezydenta do anulowania dekretu. Na zebraniu klubu entuzjastycznie powitano Abdela Maguida Mahmuda, prokuratora generalnego zdymisjonowanego przez prezydenta również na podstawie samowolnie przyjętych uprawnień. Mediować między prezydentem i sędziami zamierza minister sprawiedliwości Ahmed Mekki, który uznał, że ma „pewne zastrzeżenia" wobec dekretu. Przedstawiciele prezydenta usiłowali nieco łagodzić sytuację, twierdząc, iż nowe prawo jest jedynie rozwiązaniem tymczasowym. Ale ma trwać aż do przyjęcia nowej konstytucji, tworzonej też przez islamistów, którzy chcą utrzymać się u władzy. W niedzielę ceny akcji na egipskiej giełdzie spadły prawie o 10 procent. Handel nimi musiano nawet na jakiś czas zawiesić.