Zybertowicz dla "Rz": Przekonam wyborców

- Pięć lat temu miałem propozycję startu, ale była formułowana bez większego przekonania - mówi "Rz" prof. Andrzej Zybertowicz, który jest jednym z kandydatów PiS do Parlamentu Europejskiego

Aktualizacja: 23.03.2014 11:28 Publikacja: 23.03.2014 11:19

Zybertowicz dla "Rz": Przekonam wyborców

Foto: ROL

Od dawna pojawiał się pan w otoczeniu PiS. Co zdecydowało o zrobieniu kolejnego kroku i wejściu do polityki?

Andrzej Zybertowicz, socjolog, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:

Dwie przyczyny. Jako człowiek bliski PiS byłem jedną nogą w polityce. Doradzałem Antoniemu Macierewiczowi przy weryfikacji WSI, byłem doradcą premiera, prezydenta, konsultantem ABW. Dla badacza to było unikalne wejście w głąb instytucji państwa, najbardziej newralgicznych obszarów i dało poczucie, że rozumiem  mechanizmy władzy, przynajmniej w Polsce, lepiej niż większość polskich politologów. Wpływ bez ponoszenia odpowiedzialności był bardzo wygodny, ale zaostrzenie sytuacji na Wschód od Polski zmieniło moje nastawienie. Okazuje się, że geopolityczna wizja Lecha Kaczyńskiego była trafna. On dobrze rozpisał wyzwania, stawiał nacisk na bezpieczeństwo energetyczne i ja przez pewien czas w jego kancelarii kierowałem zespołem ds. bezpieczeństwa energetycznego. Pojawienie się nowego rodzaju zagrożenia spowodowało, że zbudowałem sobie obraz, z którego wynika, że jeśli Unia ma wyjść ze swojego kryzysu, to powinna postawić nie na wizje kulturową, tylko na przesunięcie polityki bezpieczeństwa na czoło. Dotąd polityka bezpieczeństwa jest w trzecim i czwartym szeregu. Unia ma politykę wspólnego rynku, ma politykę równości, politykę spójności, politykę rolną, a kwestie bezpieczeństwa i reagowania solidarnego w obliczu zagrożenia są zaniedbane.

Ale w jaki sposób miałby pan w Parlamencie Europejskim wpływać na te kwestie, o których pan mówi?

Niedawno skończyłem czytać książkę austriackiego badacza Maxa Hallera "Integracja europejska, jako proces kierowany przez elity" i on tam mówi tak: "Unię wymyślili intelektualiści, zaprojektowali ją, dali jej impuls rozwojowy i stworzyli dla siebie miejsca pracy". To znaczy, że kod akademicki (w Unii są różne kody komunikowania się między elitami oraz elit z wyborcami) jest na poziomie Unii ważniejszym kodem komunikowania się niż w Polsce. W Polsce kod PR-owski wyparł inne kody komunikowania się w sferze politycznej. W PE pomocne będą moje kontakty akademickie i obecne otrzeźwienie elit, które zobaczyły prawdziwą twarz prezydenta Rosji Władymira Putina. Sądzę, że posługując się argumentacją akademicką, sięgającą do teorii gier, do teorii stosunków międzynarodowych, będzie można dotrzeć z polską racją stanu do środowisk, do których typowy polityk nie ma dotarcia.

Nie żałuje pan, że w PE PiS jest w słabszej grupie niż PO?

Po pierwsze sytuacja jest dynamiczna. Nie wiemy jak relacje między europejską chadecją, a innymi ugrupowaniami będą po wyborach wyglądały. A po drugie w Unii możliwość tworzenia koalicji jest na różnych poziomach. Lech Kaczyński próbował tworzyć koalicje poprzez nawiązywanie bezpośrednich relacji z prezydentami różnych krajów. W jednych przypadkach mu się lepiej udawało, w drugich gorzej. Poza czystą grą na forum parlamentu są komisje konferencje, publikacje, są narzędzia komunikacji, w których profesor się czuje jak ryba w wodzie.

Już pięć lat temu miał pan mieć propozycję startu. To prawda?

Były wtedy sygnały, ale ja nie dojrzałem wtedy, by poważnie je rozważyć. Propozycja też była formułowana bez większego przekonania. Tym razem była poważnie sformułowana. Naradziłem się z rodziną i uznałem, że chcę w pewnym sensie kontynuować pracę dla Lecha Kaczyńskiego. Często powtarzam studentom historię, którą od niego usłyszałem. Podszedł do niego kiedyś pewien polityk rządu Donalda Tuska i przedstawił mu jakieś zagrożenie. Prezydent zapytał go, czy mógłby o tym opowiedzieć publicznie. "Przekazuję, żeby pan prezydent wiedział, ale nie czuję się na siłach do działań" - odpowiedział. Kaczyński uświadomił sobie, że jest wiele osób, które wierzą w Polskę i wiedzą o rozmaitych mechanizmach, zagrożeniach, ale nie mają odwagi z tej wiedzy skorzystać. Powtarzał, że "wiedza bez odwagi jest niewiele warta".

Naraża pan jednak reputację naukowca, nie mając pewności wejścia do polityki. Drugie miejsce w okręgu obejmującym Toruń i Bydgoszcz nie gwarantuje mandatu.

Tak, ale to jest tym większe wyzwanie. Gdy Antoni Mężydło, który przeszedł potem do Plaformy, poprosił mnie w 2005 r., żebym wszedł do regionalnego komitetu poparcia Lecha Kaczyńskiego między pierwszą, a drugą turą Donald Tusk miał 10 proc. przewagi, ale przegrał wybory. Myślę, że skoro profesorowi Kaczyńskiemu się powiodło, idąc z gorszej pozycji, to może i mi los będzie sprzyjał.

Nie myślał pan, żeby się przenieść do okręgu, gdzie jest pewniejsze miejsce?

To nie ja rozporządzałem pulą miejsc. Urodziłem się w Bydgoszczy, całe życie pracuję w Toruniu i to dla mnie naturalne miejsce startu. Wydaje mi się, że mam różnego rodzaju kontakty w tym województwie. Liczę, że dzięki nim będę dużo jeździł po regionie. Już mam szereg spotkań ustalonych. Przekonam wyborców.

Często formułował pan publicznie ocenę strategii PiS. Jak wygląda teraz sytuacja tej partii po kryzysie ukraińskim?

Ja myślę że PiS bardzo pomoże Marek Sawicki. Pewien wzrost notowań Platformy wiąże się z tym, że w obliczu kryzysu ukraińskiego Donald Tusk zaczął prezentować stanowisko zgodne z interesem kraju. Otóż powtórne mianowania Marka Sawickiego przez premiera ministrem pokazuje, że premier jest zakładnikiem pasożytniczych grup interesu. Jego zdolności do konsolidowania woli politycznej są bardzo płytkie.

Jak przebić się z tym do wyborców?

Zwykli ludzie czują to. Skoro nie potrafił zrobić porządku z nepotyzmem w PSL-u, jak ma dać radę z mobilizacją potężnych grup interesów w Unii?

A jaki powinien być przekaz PiS w tej kampanii?

To jest trudne. Gdyby wyborcy mieli zdolność racjonalnego kalkulowania, to doszliby do wniosku, że koncepcja geopolityczna Lecha Kaczyńskiego sprawdziła się, program PiS z okresu poprzednich rządów w większości przypadków był dobrze skonstruowany do obecnych wyzwań. Ale część wyborców nie analizuje, tylko reaguje emocjonalnie. Więc mówienie, że musimy postawić na bezpieczeństwo mogłoby być przedstawiane jako straszenie wojną. Jako analityk zastanawiam się czy mógłbym doradzać, by ze spraw bezpieczeństwa uczynić hasło przewodnie kampanii.

A podoba się panu socjalny zwrot PiS? Nowy program nieco różnie się od pragmatyki rządów 2005-07?

Tak, ale ten socjalny los PiS jest reakcją na wskaźniki pokazujące poszerzający się obszar nędzy. Ten zwrot nie bierze się z doktrynerstwa ideologicznego, ale z reakcji na potrzeby społeczne: rosnące dysproporcje majątkowe, uciekanie młodych ludzi za granicę.

Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!