Od dawna pojawiał się pan w otoczeniu PiS. Co zdecydowało o zrobieniu kolejnego kroku i wejściu do polityki?
Andrzej Zybertowicz, socjolog, doktor habilitowany, profesor nadzwyczajny Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu:
Dwie przyczyny. Jako człowiek bliski PiS byłem jedną nogą w polityce. Doradzałem Antoniemu Macierewiczowi przy weryfikacji WSI, byłem doradcą premiera, prezydenta, konsultantem ABW. Dla badacza to było unikalne wejście w głąb instytucji państwa, najbardziej newralgicznych obszarów i dało poczucie, że rozumiem mechanizmy władzy, przynajmniej w Polsce, lepiej niż większość polskich politologów. Wpływ bez ponoszenia odpowiedzialności był bardzo wygodny, ale zaostrzenie sytuacji na Wschód od Polski zmieniło moje nastawienie. Okazuje się, że geopolityczna wizja Lecha Kaczyńskiego była trafna. On dobrze rozpisał wyzwania, stawiał nacisk na bezpieczeństwo energetyczne i ja przez pewien czas w jego kancelarii kierowałem zespołem ds. bezpieczeństwa energetycznego. Pojawienie się nowego rodzaju zagrożenia spowodowało, że zbudowałem sobie obraz, z którego wynika, że jeśli Unia ma wyjść ze swojego kryzysu, to powinna postawić nie na wizje kulturową, tylko na przesunięcie polityki bezpieczeństwa na czoło. Dotąd polityka bezpieczeństwa jest w trzecim i czwartym szeregu. Unia ma politykę wspólnego rynku, ma politykę równości, politykę spójności, politykę rolną, a kwestie bezpieczeństwa i reagowania solidarnego w obliczu zagrożenia są zaniedbane.
Ale w jaki sposób miałby pan w Parlamencie Europejskim wpływać na te kwestie, o których pan mówi?