– To prawda, jesteśmy silni, ale nie uważamy się wcale za faworytów – mówi Alejandro Sabella, na którego spadła fala krytyki, że nie zabrał do Brazylii ulubieńca kibiców Carlosa Teveza. Trener bał się, że napastnik Juventusu zepsuje atmosferę w kadrze. Po co ryzykować, gdy ma się takie bogactwo wyboru.
Sabella od początku buduje zespół wokół Messiego, zrobił go kapitanem. Gwiazdor Barcelony zdobył z klubem wszystkie trofea, ale w reprezentacji pozostaje niespełniony. Na mundialach wręcz niewidoczny: w Niemczech i RPA strzelił tylko jedną bramkę. To prawdopodobnie ostatni moment na pokazanie, że może błyszczeć nie tylko na Camp Nou i zmierzyć się z legendą Diego Maradony. Za cztery lata będzie po trzydziestce. Biorąc pod uwagę jego problemy z kontuzjami, na boiskach w Rosji może go już zabraknąć.
– Chcę zostać mistrzem świata nie dlatego, żeby zmienić opinię innych na mój temat albo dołączyć do największych postaci futbolu, ale by wygrać wreszcie coś z moimi kolegami – tłumaczy Messi.
W kwalifikacjach nie zawiódł, zdobył dziesięć goli (więcej w Ameryce Południowej miał tylko Luis Suarez – 11), Argentyna awansowała z pierwszego miejsca. W meczach towarzyskich pokonała Brazylię, Niemców i Włochów. – Wielkie turnieje to jednak zupełnie co innego – przypomina Messi.
W strefie medalowej mistrzostw świata Argentyńczyków nie było od 1990 roku. Broniąc wówczas trofeum, nie dali rady w finale Niemcom. Przegrywali z nimi też w ćwierćfinałach dwóch ostatnich mundiali, w Republice Południowej Afryki aż 0:4. Teraz znów mogą na nich trafić w tej fazie.