Wbrew pozorom Hiszpania nie jest stuprocentowym faworytem. Magia tiki taki osłabła, a przykład Barcelony pokazuje, że można przegrać mecz, stosując ten sposób gry, mimo że ma się najlepszych zawodników na świecie.
Jedno z podstawowych pytań, jakie zadaje sobie teraz futbolowy świat, brzmi: Czy Hiszpanie będą nadal próbowali wjechać z piłką do bramki, na co grający przeciw nim obrońcy są przygotowani, czy pokażą coś nowego.
Problem jest o tyle ciekawy, że w kadrze Hiszpanii na mundial w Brazylii znalazło się 16 zawodników, którzy byli przed czterema laty mistrzami świata w RPA. W tym siedmiu z Barcelony. Wszyscy są starsi o cztery lata. Mają też tego samego trenera Vicente del Bosque, z którym wygrali już i Puchar Świata, i Puchar Europy. Czy taka grupa, przyzwyczajona do schematycznych zagrań, mogąca ze sobą współpracować z zamkniętymi oczami, może nagle przestawić się na coś innego?
Costa z innego świata
Być może tak się stanie. Obecność w kadrze napastnika Diego Costy może o tym świadczyć. Na pierwszy rzut oka Diego Costa nie pasuje do stylu gry Hiszpanii. Jest klasycznym środkowym napastnikiem – silnym, podejmującym na ogół zwycięską walkę z obrońcami w polu karnym. Strzela z bliska i z daleka. Obiema nogami i głową. Choć świetny technicznie, nie bawi się w misterne dryblingi, które w wykonaniu innych hiszpańskich napastników bywają sztuką dla sztuki. Jego celem jest bramka i zmierza do niej najkrótszą drogą.
Diego Costa był najważniejszą postacią Atletico Madryt, które wygrało ligę hiszpańską i dotarło do finału Ligi Mistrzów. Atletico grało inaczej niż Barcelona i Real. Styl Hiszpanii jest zbliżony do Barcelony. Jak więc pogodzić grę tysiącem podań z napastnikiem, któremu jest ona obca?