Gdy wysunięto kandydaturę Marka Belki na stanowisko szefa NBP, rynki były zachwycone. Gdy „Wprost" opublikował fragmenty podsłuchanej konwersacji z min. Sienkiewiczem, giełda zareagowała spadkami. Wczoraj trudno było namówić kogoś do wypowiedzi pod nazwiskiem na temat szefa NBP. – Jeśli będzie kandydatem do Nagrody Nobla, wtedy wygodniej będzie mi się wypowiadać – usłyszeliśmy od jednego z ekonomistów. – Cokolwiek bym powiedział, będzie źle. Jeżeli wypowiem się pozytywnie, powiedzą, że się przypochlebiam. Jeżeli krytycznie, orzekną, że go pogrążam.
Po czterech latach kierowania NBP przez Marka Belkę wiemy już, że nie wszystkie oczekiwania się ziściły. Nie okazał się krytykiem PO, nie nawoływał też szczególnie do zacieśniania polityki fiskalnej, redukcji wydatków budżetu, deficytu i długu publicznego, co wróżył Bartosz Pawłowski, strateg walutowy BNP Paribas w Londynie. Jednocześnie nie był też przyjacielem ministra finansów, a przypomnijmy, że przed czterema laty ówczesny szef resortu finansów cieszył się na bliską współpracę instytucji po obu stronach ul. Świętokrzyskiej.
Choć dziś Marek Belka postrzegany jest jako apolityczny, karierę zaczynał na lewicy. Przez lata doradzał Aleksandrowi Kwaśniewskiemu. Był ministrem finansów w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, a potem Leszka Millera. Zasłynął wprowadzeniem podatku od zysków kapitałowych do dziś zwanego podatkiem Belki (zresztą tej nazwy bardzo nie lubi).
Romans z lewicą zakończył słowami: „Nie będę się kopał z koniem". Do dziś nie wiadomo, czy miał na myśli niezbyt dobre relacje z premierem Millerem czy bezowocne boje z bankiem centralnym i Radą Polityki Pieniężnej o obniżki stóp procentowych. Politycy i ekonomiści pamiętają jego publiczne wystąpienie, w którym apelował, aby RPP nie zamykała się w wieży z kości słoniowej. Zaraz potem Sejm chciał przyjąć uchwałę zmuszającą Radę do obniżenia stóp. Sam Belka wielokrotnie zresztą nie przebierał w słowach, komentując działania Rady.
Jako szef resortu finansów w kryzysowych czasach sprawdził się jednak doskonale. Za uratowanie finansów Kwaśniewski wręczył mu nawet kloc drewna z napisem „ostatnia belka ratunku". Na chwilę Belka wrócił jeszcze na lewą stronę sceny politycznej dwa lata później, gdy w 2004 r. prezydent Kwaśniewski powierzył mu tekę premiera. Miał wtedy Belka powiedzieć: „Teraz to ja jestem koniem". Niestety, w parlamencie nie obronił pakietu reform Jerzego Hausnera.