Politycy PO boją się wyniku PSL w wyborach samorządowych

Cząstkowe dane pokazują zaskakująco duże wzmocnienie ludowców w sejmikach. Boją się tego nawet politycy PO.

Aktualizacja: 21.11.2014 07:31 Publikacja: 21.11.2014 02:00

Politycy PO boją się wyniku PSL w wyborach samorządowych

Foto: Fotorzepa/ Radek Pasterski

Spływające z całego kraju dane stawiają pod znakiem zapytania sondażowy wynik wyborów samorządowych, który poznaliśmy w niedzielny wieczór.

Według badania exit poll opublikowanego przez TVN 24, TVP i Polsat News w sejmikach wygrał PiS (31,5 proc.) przed PO (27,3 proc.) i PSL (17 proc.). Dwie główne partie miały się podzielić po równo województwami, w których wprowadziły do sejmików najwięcej radnych.

Przeczą temu pierwsze oficjalne dane Państwowej Komisji Wyborczej, które zaczęły przychodzić z całego kraju w czwartek. Do zamknięcia tego wydania znane były oficjalne wyniki z dwóch województw: kujawsko-pomorskiego i opolskiego.

W obu, wbrew prognozom Ipsos, PSL wyprzedziło PiS. Najbardziej szokuje jednak skala zysków partii Janusza Piechocińskiego. Na Kujawach zwiększyła swój stan posiadania dwukrotnie, zaś na Opolszczyźnie czterokrotnie.

Osiem zamiast dwóch mandatów

Według danych wojewódzkich komisji wyborczych w kujawsko-pomorskim sejmiku najwięcej radnych – 14 – będzie miała PO (dwa mandaty mniej niż cztery lata temu), dziesięciu PSL (o pięciu więcej), siedmiu PiS (wzrost o jeden mandat), a tylko dwóch SLD (utrata czterech miejsc).

W województwie opolskim PO także wygrała i tam również PSL przesunął się z ostatniego na drugie miejsce, zwiększając liczbę mandatów aż czterokrotnie. Na początku poprzedniej kadencji PO miała 12 mandatów, sześć Mniejszość Niemiecka, po pięć PiS i SLD, a tylko dwa PSL. Teraz PO ledwo udało się utrzymać przewagę. Ma dziewięciu radnych, ludowcy tylko jednego mniej, a Mniejszość Niemiecka zwiększyła swój stan posiadania do siedmiu przedstawicieli. PiS przypadło tak jak w 2010 r. pięć miejsc, a SLD tylko jedno.

Ludowcy przekonują, że wynik wywalczyli ciężką pracą. – Różnimy się od innych ugrupowań tym, że jesteśmy cały czas z ludźmi. Nasi kandydaci byli wyborcom znani. To, co się stało w całym kraju, to przekroczenie pewnej masy krytycznej. Polacy mają dość sporu PO i PiS – przekonuje szef opolskiego PSL Stanisław Rakoczy. Tyle że partia od lat była w tym regionie w rozsypce, o czym świadczą nie tylko wybory sprzed czterech lat. W 2011 r. nie zdobyła w tym województwie mandatu posła, a w majowych eurowyborach ledwo przekroczyła próg wyborczy (teraz do sejmiku zebrała 22 proc. poparcia).

– Jeśli się porówna liczbę głosów, to nie ma dużego przyrostu. Teraz poparło nas 61 tys. osób – przekonuje Rakoczy. Trudno się jednak z tym zgodzić. W 2010 r. PSL poparło blisko 37 tys. głosujący na Opolszczyźnie. Mniejszość Niemiecka, która wtedy była druga, miała prawie 54 tys. głosów, a zwycięska PO 96 tys.

61  tysięcy głosów zdobył PSL na Opolszczyźnie. Cztery lata temu otrzymał ich ok. 37 tys.

Lokalni rywale wytykają PSL, że poziom list w regionie nie dawał im szans na taki wzrost poparcia. – W Kędzierzynie-Koźlu praktycznie nie mają struktur, a po raz pierwszy wzięli tam mandat. Podobnie w Opolu i okolicach – przekonuje Patryk Jaki, opolski poseł Solidarnej Polski. Jego zdaniem ludowców premiowała karta do głosowania w formie książeczki, w której jako pierwsza znajdowała się lista PSL. Nieoficjalnie przyznają to współpracownicy Piechocińskiego. – System, który wybrała PKW, ewidentnie nas premiował – ocenia jeden z prominentnych ludowców.

PO nie chce się dzielić

W PSL są też przekonani, że pomogli im liderzy lokalnych środowisk na listach oraz wystawienie wielu kandydatów na każdym szczeblu samorządowym (więcej miał jednak PiS). Nieoficjalne wyniki z innych regionów pokazują, że ludowcy mogą wyprzedzić PiS jeszcze w kilku miejscach, w których według Ipsos wygrała partia Jarosława Kaczyńskiego.

Tak może być na Mazowszu i w Świętokrzyskiem, gdzie według wstępnych danych PSL może mieć samodzielną większość. – Mamy tam ogromne narzędzie wpływu na wójtów dzięki temu, że marszałkiem jest nasz polityk – przekonuje nas jeden z ludowców.

PSL powinno jednak przegrać z PiS na Lubelszczyźnie, gdzie marszałek również jest ludowcem. Poprawiło tam jednak znacznie wyniki. Podobnie może być na Podlasiu i w Małopolsce, co oznacza, że PiS nie ma szans na samodzielne rządy. Wygląda na to, że zachowa je tylko na Podkarpaciu, gdzie rządził w ostatniej kadencji. Problem może mieć też PO, bo będzie musiała oddać marszałków tam, gdzie ludowcy ją pokonają. Tak może być w Łódzkiem, w Wielkopolsce i Warmińsko-Mazurskiem. – Nie wierzę, by tak zwiększyło się poparcie społeczne dla PSL – mówi polityk Platformy. Przyznaje, że w PO słychać głosy o konieczności powtórzenia wyborów. – Ludowcy nie powinni mieć więcej, niż im się należy – tłumaczy nasz rozmówca. Ale oficjalnie w PO nikt tego nie powie. Czy wyniki wyborów odzwierciedlają faktyczne poparcie dla PSL? PiS przyznaje, że jego system kontroli wyborów nie jest w stanie tego sprawdzić. – Po wyborach europejskich zebraliśmy tylko 68 proc. protokołów – mówi Anna Sikora, która koordynuje akcję.

Ipsos jest przekonany, że jego błąd mógł wynieść najwyżej dwa punkty procentowe. – Dotyczy to jednak ogólnopolskich wyników, a nie województw. Odniesiemy się do nich, gdy je poznamy – mówi nam Paweł Prędko z instytutu.

Zaginione głosy, zmyleni wyborcy

Do sądów okręgowych płyną już skargi na przebieg i wynik wyborów samorządowych. Protest wysłał pocztą Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego. Kandydatka, na którą głosował wraz z żoną, według komisji w podstołecznym Piasecznie dostała zero głosów.

Do warszawskich sądów do czwartku włącznie dotarły cztery skargi. Jedna z nich dotyczyła zachowania pewnego wójta (z gminy Czosnów), który tuż przed wyborami miał dopisać do rejestru wyborców 13 osób, by w poniedziałek od razu je z niego wykreślić.

Z kolei w gminie Kołbiel – jak podaje Marcin Łochowski, rzecznik sądów na warszawskiej Pradze – miano wydać o dziesięć kart więcej, niż wyjęto z urny.

Do krakowskiego sądu wpłynęły dwie skargi. Jedna z nich była identyczna z tą Ołdakowskiego.

Wyborca z wielkopolskich Biskupic złożył zaś skargę, która na pewno będzie odrzucona: przekonuje, że wybory wygrał wójt, który nie nadaje się do pełnienia urzędu. – Nie ma żadnego wskazania, że coś sfałszowano – zauważa Jarema Sawiński z poznańskiego sądu.

Do tarnowskiego sądu wpłynęła skarga od jednego z kandydatów na prezydenta. – Stwierdził, że doszło do nieprawidłowości podczas głosowania w jednym z okręgów w mieście – mówi sędzia Tomasz Kozioł z tarnowskiego sądu. Członkowie komisji mieli nieprawidłowo informować wyborców o sposobie głosowania, na kartach zabrakło jednego z kandydatów, a głosy miano w nieprawidłowy sposób uznawać za nieważne.

Protesty wyborcze można składać do 1 grudnia.    —blik

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!