Nie oddawajmy obronności Unii Europejskiej - felieton Andrzeja Talagi

Unijna obrona? Nie, dziękujemy

Aktualizacja: 17.02.2015 19:40 Publikacja: 17.02.2015 17:59

Polska musi przede wszystkim zmodernizować własną armię

Polska musi przede wszystkim zmodernizować własną armię

Foto: Fotorzepa/Jakub Ostałowski

Najnowszy sondaż Komisji Europejskiej pokazuje, że Polacy są wielkimi entuzjastami UE. Trzy czwarte z nas zgodziłoby się nawet na przekazanie Unii twardych kompetencji państwa narodowego: polityki zagranicznej, imigracyjnej, a nawet obronnej.

Atuty z Brukseli

W kontekście wojny na Ukrainie taki wynik nie dziwi, jednak gotowość oddania Europie obrony mrozi krew. To najlepszy przepis na katastrofę w razie wojennego wyzwania.

Unia, mimo podgryzającego ją kryzysu, okazała się udanym eksperymentem gospodarczym i stabilizatorem. Naszemu krajowi dała dodatkowo silny impuls rozwojowy, bylibyśmy niewdzięcznikami, gdybyśmy ją teraz odrzucali.

Bezpieczeństwo, szanse i pieniądze na rozwój to wartości nie do przecenienia. Kryzys na Ukrainie pokazał też dobitnie, że zjednoczona Europa może być remedium na rosyjskie ambicie geopolityczne. Co najmniej pięć państw Unii chętnie pospieszyłoby odnowić współpracę z Moskwą, ale nie robią tego przymuszone europejską zasadą solidarności. To także atut, którego nie wolno nie doceniać.

Dzięki Unii bezpieczeństwo Polski wzrosło, ale w wymiarze geopolitycznym, nie militarnym. Wspólna europejska obrona, choć wydaje się logiczną konsekwencją procesu zjednoczeniowego, jest złym pomysłem na umocnienie pozycji Polski.

Skoro ma tak licznych zwolenników w naszym kraju – opowiedziało się za nią aż 83 proc. ankietowanych – oznacza to, że jako naród nie wyczuwamy naszego elementarnego interesu.

Układ na papierze

Zapewne, gdyby sondaż KE dopełnić innymi pytaniami, na przykład: czy byłbyś gotowy zrezygnować z armii narodowej na rzecz armii europejskiej, wynik nie byłby już tak jednoznaczny, ale i tak warto traktować badania jako dzwonek alarmowy.

Wspólna europejska obrona zaczęła ambitnie. Miała ją zapewnić Unia Zachodnioeuropejska, która na papierze dawała swoim członkom silniejsze gwarancje niż NATO, zobowiązywała do udzielenia napadniętemu natychmiastowej pomocy militarnej. Konia z rzędem jednak temu, kto pokaże choć jeden oddział UZ, jedną operację wojskową, jedne wspólne ćwiczenia armii jej państw członkowskich. Nic dziwnego, że gdy została rozwiązana w 2010 r. na mocy traktatu lizbońskiego, komentatorzy nieszczególnie zauważyli ten fakt.

Trudne decyzje

Po niej obowiązki wspólnej obrony przejęła Unia Europejska. Z nieco lepszym skutkiem, bo istnieją wszak europejskie grupy bojowe, choć nigdy nie zostały wysłane na operacje wojenne. Wojska pod flagą UE prowadziły misje stabilizacyjne choćby w Czadzie i Kosowie, ale nie były to wojny. Nie walczyły tam.

Podstawowym problemem wspólnej obrony jest struktura podejmowania decyzji w UE. Najpierw długie negocjacje, potem kompromis uwzględniający racje wszystkich. Wreszcie decyzja – na ogół miękka, nijaka.

Nie może zresztą być inaczej w imię zachowania tak skutecznej europejskiej solidarności. Wyobraźmy sobie, jak wyglądałby proces decyzyjny w sprawie udziału sił europejskich w konflikcie gdzieś za morzami, a co dopiero mówić o udzieleniu pomocy zaatakowanemu państwu członkowskiemu. Wspólna obrona UE to mrzonka, w dodatku szkodliwa, bo może osłabiać NATO i narodowe siły zbrojne.

Polskie cele

Polska wprawdzie popiera ideę europejskiej obrony, ale w praktyce zachowuje się tak, jakby było inaczej. Na szczęście. To, co sprawdziło się na polu geopolitycznym i gospodarczym, wcale nie musi się sprawdzić na polu militarnym.

Nie warto eksperymentować. Celem numer jeden dla Polski jest w tej materii wzmocnienie i modernizacja armii narodowej. Celem nr dwa – wyszkolenie społeczeństwa do powszechnej obrony.

Celem nr trzy – umocnienie NATO. Celem nr cztery – nakłonienie USA do stałej obecności wojskowej na naszym terytorium. Dopiero gdzieś dalej możemy się pochylać nad obroną europejską i jedynie po to, by pokazać solidarność z naszymi partnerami. Na pewno nie kosztem któregokolwiek z wymienionych wyżej punktów.

Zjednoczona Europa potrafi wiele i jej przekreślanie byłoby mocno przedwczesne. Konstatacja ta nie dotyczy jednak obronności. W tym akurat Europa jest kiepska.

Autor jest dyrektorem ds. strategii w Warsaw Enterprise Institute oraz dyrektorem ds. komunikacji w Sikorsky Aircraft/PZL Mielec

Najnowszy sondaż Komisji Europejskiej pokazuje, że Polacy są wielkimi entuzjastami UE. Trzy czwarte z nas zgodziłoby się nawet na przekazanie Unii twardych kompetencji państwa narodowego: polityki zagranicznej, imigracyjnej, a nawet obronnej.

Atuty z Brukseli

W kontekście wojny na Ukrainie taki wynik nie dziwi, jednak gotowość oddania Europie obrony mrozi krew. To najlepszy przepis na katastrofę w razie wojennego wyzwania.

Unia, mimo podgryzającego ją kryzysu, okazała się udanym eksperymentem gospodarczym i stabilizatorem. Naszemu krajowi dała dodatkowo silny impuls rozwojowy, bylibyśmy niewdzięcznikami, gdybyśmy ją teraz odrzucali.

Pozostało 86% artykułu
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Wydarzenia
100 sztafet w Biegu po Nowe Życie ponownie dla donacji i transplantacji! 25. edycja pod patronatem honorowym Ministra Zdrowia Izabeli Leszczyny.
Wydarzenia
Marzyłem, aby nie przegrać
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Materiał Promocyjny
4 letnie festiwale dla fanów elektro i rapu - musisz tam być!