Najnowszy sondaż Komisji Europejskiej pokazuje, że Polacy są wielkimi entuzjastami UE. Trzy czwarte z nas zgodziłoby się nawet na przekazanie Unii twardych kompetencji państwa narodowego: polityki zagranicznej, imigracyjnej, a nawet obronnej.
Atuty z Brukseli
W kontekście wojny na Ukrainie taki wynik nie dziwi, jednak gotowość oddania Europie obrony mrozi krew. To najlepszy przepis na katastrofę w razie wojennego wyzwania.
Unia, mimo podgryzającego ją kryzysu, okazała się udanym eksperymentem gospodarczym i stabilizatorem. Naszemu krajowi dała dodatkowo silny impuls rozwojowy, bylibyśmy niewdzięcznikami, gdybyśmy ją teraz odrzucali.
Bezpieczeństwo, szanse i pieniądze na rozwój to wartości nie do przecenienia. Kryzys na Ukrainie pokazał też dobitnie, że zjednoczona Europa może być remedium na rosyjskie ambicie geopolityczne. Co najmniej pięć państw Unii chętnie pospieszyłoby odnowić współpracę z Moskwą, ale nie robią tego przymuszone europejską zasadą solidarności. To także atut, którego nie wolno nie doceniać.
Dzięki Unii bezpieczeństwo Polski wzrosło, ale w wymiarze geopolitycznym, nie militarnym. Wspólna europejska obrona, choć wydaje się logiczną konsekwencją procesu zjednoczeniowego, jest złym pomysłem na umocnienie pozycji Polski.
Skoro ma tak licznych zwolenników w naszym kraju – opowiedziało się za nią aż 83 proc. ankietowanych – oznacza to, że jako naród nie wyczuwamy naszego elementarnego interesu.
Układ na papierze
Zapewne, gdyby sondaż KE dopełnić innymi pytaniami, na przykład: czy byłbyś gotowy zrezygnować z armii narodowej na rzecz armii europejskiej, wynik nie byłby już tak jednoznaczny, ale i tak warto traktować badania jako dzwonek alarmowy.