Katastrofa w Alpach

Na pokładzie było 150 osób, nikt nie przeżył. Tanie linie nie oszczędzają na bezpieczeństwie.

Aktualizacja: 25.03.2015 06:12 Publikacja: 24.03.2015 18:59

Miejsce wypadku – szczątki samolotu rozrzucone na masywie Trois-Eveches w południowych Alpach

Miejsce wypadku – szczątki samolotu rozrzucone na masywie Trois-Eveches w południowych Alpach

Foto: Forum

To pierwsza katastrofa w dziejach taniego przewoźnika Germanwings należącego do niemieckiej Lufthansy.

Ratownicy dotarli do wraku airbusa, który rozbił się na wysokości 2 tys. metrów, kilka godzin po katastrofie. Wydarzyła się ona we wtorek o godz. 10.41, kiedy utracono kontakt z maszyną lecącą z Barcelony do Düsseldorfu. Na pokładzie było 150 osób, w tym 144 pasażerów, a wśród nich prawdopodobnie 67 Niemców i 45 osób z hiszpańskobrzmiącymi nazwiskami. Nikt nie przeżył kolizji z granitowym masywem Trois-Eveches w południowych Alpach w pobliżu miejscowości Digne we Francji. Na pokładzie znajdowała się też kilkunastoosobowa wycieczka szkolna.

Maszyną kierował doświadczony pilot mający na koncie 6 tysięcy godzin lotu za sterami airbusa. Przyczyny katastrofy wyjaśni zapewne analiza zapisów czarnych skrzynek. Jak wynika z danych Flightradar24.com, serwisu monitorującego lotniczy ruch pasażerski, boeing A320 tracił w ostatniej fazie lotu kilometr wysokości na minutę. Wyglądało to jak przygotowanie do lądowania.

– Usłyszałem głośny hałas trwający ok. ośmiu sekund. Po 30 sekundach dało się słyszeć jeszcze jeden – powiedział agencji Associated Press Pierre Polizzi, którego dom znajduje się 5–8 kilometrów od miejsca tragedii. Pierwsze oceny ekspertów wskazywały na rozhermetyzowanie się kabiny pasażerów jako na przyczynę katastrofy.

Przeciętny wiek airbusów Germanwings wynosi 23,5 roku, Lufthansy –12,5 roku. Eksperci twierdzą, że tanie linie pod względem bezpieczeństwa nie różnią się od regularnych przewoźników.

– Procedury są jednakowe dla wszystkich, nieważne, czy przewoźnik jest tani czy drogi – twierdzi dr Jakub Majewski, analityk sektora transportu.

– Tani przewoźnicy przechodzą te same kontrole, które obowiązują w liniach regularnych, muszą uzyskać te same atesty. Piloci tanich linii uczestniczą w tych samych kursach i szkoleniach co ich koledzy pracujący u przewoźników znanych i cenionych od lat – dodaje Magdalena Fijołek z internetowego biura podróży eSKY.pl.

Czemu więc tanie linie są takie tanie? Czy nie osiągają tego kosztem bezpieczeństwa pasażerów? Takie linie mają niższe koszty obsługi pasażerów w porównaniu z regularnymi przewoźnikami. Lądują na lotniskach oddalonych od miast i wnoszą dzięki temu niższe opłaty, samoloty zatrzymują się w tych portach tylko na chwilę. Lądują i zaraz startują, by w ciągu dnia przewieźć jak największą liczbę pasażerów. Nie podjeżdżają nawet pod rękawy, by nie tracić czasu.

Tani jest tylko bilet. Łączne koszty już nie są tak niskie, bo przewoźnicy na pasażerach dobrze zarabiają. Większość pobiera opłaty nawet za bagaż podręczny. Płaci się za szklankę soku, za pierwszeństwo we wsiadaniu do samolotu i możliwość wyboru miejsca. Słono kosztuje zmiana terminu lotu – zwykle blisko 150 zł za odcinek, a w czasie komunikacyjnego szczytu – 190 zł. Jest dodatkowa opłata za wydrukowanie karty pokładowej, bardzo drogo kosztuje pomyłka w imieniu na bilecie: za poprawienie np. Tomka na Tomasza trzeba dopłacić ponad 500 złotych.

Czytaj także

Katastrofa samolotu Germanwings - relacja

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku