O tym, że Jarosław Kaczyński „pójdzie na ostro" – a więc będzie wprowadzać zmiany w państwie w sposób radykalny, a nawet brutalny – w środowisku PiS spekulowano już na kilka miesięcy przed wyborami. Powód był prosty: w gronie partyjnych wiarusów lider nie owijał w bawełnę. Sukcesem kampanii PiS było jednak to, że tym razem udało się polityczny temperament Kaczyńskiego maksymalnie ukryć, przez co po raz pierwszy od lat na partię zagłosował elektorat umiarkowany.
Dziś część tych umiarkowanych wyborców przeciera oczy ze zdumienia, obserwując działania PiS po dojściu do władzy: ograniczenie roli opozycji w Sejmie, wojnę z Trybunałem Konstytucyjnym, ekspresowe przejęcie mediów publicznych, likwidację służby cywilnej czy też plany inwigilacji internetu.
Lider PiS nie czuje potrzeby tłumaczenia swych działań, odzywa się rzadko, pochłonięty swą rolą surowej akuszerki „dobrej zmiany". Ale analiza jego publicznych wypowiedzi z ostatnich lat pokazuje, w jakim kierunku chce poprowadzić kraj. Ta wizja jest tym bardziej wiarygodna, że część deklaracji już została zrealizowana lub właśnie jest przez PiS wprowadzana w życie.
Linia smoleńska
Dzisiejszy Jarosław Kaczyński ze swą wizją państwa narodził się po katastrofie smoleńskiej i wywołanych przez nią przyspieszonych wyborach prezydenckich latem 2010 r. Oczywiście, część poglądów politycznych – choćby krytykę postkomunizmu – głosi od początku lat 90., gdy zaczął działalność polityczną. Zwiastunów dzisiejszych działań PiS można też szukać podczas nieudanej próby budowy IV RP w latach 2005–2007.
Ale dopiero po utracie brata i porażce w wyborach prezydenckich z Bronisławem Komorowskim Kaczyński wypowiedział prawdziwą wojnę III RP i jej instytucjom. Zaczął kilka tygodni po przegranej, udzielając poruszającego wywiadu „Gazecie Polskiej". Opowiadał w nim z drastycznymi szczegółami o swym wyjeździe na miejsce katastrofy i identyfikacji ciała brata.