Występują tutaj nie w tradycyjnej magmie skalnej, w żyłach tzw. kominów kimberlitowych, a w aluwialnych korytach. Najcenniejszy kamień szlachetny skrystalizował się dziesiątki milionów lat temu w łonie ziemi, w wysokiej temperaturze i pod dużym ciśnieniem, po czym erupcja wypchnęła go na powierzchnię, gdzie minerały były niesione nurtem rzeki aż do oceanu. Z czasem jakaś gigantyczna fala wyrzuciła pewną ich część na brzeg, gdzie stopniowo zostały przysypane piaskiem.
W tej jednej z największych kopalń odkrywkowych na świecie w Oranjemund, dla uzyskania 1 karata trzeba przesiać 27 ton żwiru i rozkruszonej skały. Czarnoskórzy robotnicy w błękitnych kombinezonach megaodkurzaczami wsysają piasek i żwir, odprowadzany grubymi rurami na zaplombowany pojazd, który przewiezie 5 ton koncentratu do hali, gdzie promienie rentgenowskie rozpoznają diamenty na transporterze taśmowym, a odpowiedni strumień powietrza natychmiast oddzieli je od żwiru. Następnie, na gołą, pofałdowaną i chropowatą skorupę skalną poprzecinaną licznymi szczelinami przychodzi inny zespół, który archaiczną metodą wymiata szczotkami wszystkie zagłębienia i szpary.
Po oszlifowaniu kamienie stracą co najmniej jedną trzecią ciężaru, ale nawet jeśli będą miały wielkość łebka zapałki, czyli około karata, wartość ich może sięgnąć nawet 10 tysięcy dolarów. Koszt klejnotu zależy od wielkości, połysku, barwy, czystości i rodzaju szlifu. Tylko w ocenie samego koloru, w którym rozróżnia się 240 odcieni, mogą być nieraz istotne różnice, które rzutują potem na cenę.