Do 2020 r. boom energetyczny może dać ponad milion nowych miejsc pracy i doprowadzić do kolejnej amerykańskiej dominacji gospodarczej.
Chodzi oczywiście o nową erę w energetyce, którą zapoczątkowało wydobycie gazu i ropy z łupków. Pionierem są Stany Zjednoczone, a rewolucja, jakiej tu dokonano w wydobywaniu tych surowców, już zmienia gospodarkę, światowe rynki finansowe, aktywność wojskową i politykę. Warto też uświadomić sobie, że ta nowa era nastała po wielkiej recesji, gdy szef Rezerwy Federalnej Alan Greenspan ostrzegał przed załamaniem się amerykańskich dostaw, a tacy inwestorzy jak legendarny Buffett grali na brak gazu ziemnego. Władimir Putin wieszczył wówczas monopol rosyjskiego surowca.
– O kurczę! Tu jest masa gazu uwięziona w tych skałach. To nie jest trochę gazu.... – wykrzyknął jeden z bohaterów książki, studiując analizę z wierceń poszukiwawczych. Tak to się zaczęło.
Energetycznej rewolucji dokonało kilku upartych poszukiwaczy gazu – niektórzy nawet bez studiów i poważniejszej znajomości geologii i technik wiercenia. Jak to się stało, że nieznani przedsiębiorcy (autor nazywa ich frakersami – od frakingu, czyli szczelinowania hydraulicznego) wypracowali technologie i dokonali takiego przełomu?
Zrobiły to prywatne firmy za pożyczone pieniądze. W tym czasie rząd USA pompował miliardy dolarów w poszukiwania bardziej czystej energii – w panele słoneczne, elektrownie wiatrowe. W całym świecie w latach 2009–2014 wydano na to 2 tryliony dolarów. I dlaczego wszystko to stało się w Stanach Zjednoczonych, a nie w Chinach czy w Rosji, które też mają zasoby gazu i ropy w skałach?