Reklama

Sądy mnożą koszty w najdrobniejszych sprawach

Niewielkie kradzieże sklepowe coraz częściej trafiają na wokandy. Sprawa złodzieja dezodorantu czy kostki masła kosztuje wymiar sprawiedliwości kilkaset złotych

Publikacja: 24.03.2009 07:00

Proces przed Sądem Rejonowym w Warszawie

Proces przed Sądem Rejonowym w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Batonik, dezodorant, pończochy, kostka masła, a nawet pieczywo – sprawy o kradzieże takich towarów coraz częściej trafiają do sądów. Drobne kradzieże w sklepach są już plagą. Organy ścigania walczą z nią, jak potrafią. Szkopuł w tym, że koszty takiego postępowania są wielokrotnie wyższe niż wartość skradzionego towaru. Przykład krakowskiej sprawy sprzed kilku dni: skradzione przez starszą kobietę masło kosztowało 4,20 zł, a koszty postępowania (zresztą umorzonego) wyniosły ok. 300 zł. Gdzie tu sens i logika?

– Nie kierujemy się logiką, tylko przepisami – odpowiadają sędziowie.

[srodtytul]Chcą czy nie, i tak sądzą[/srodtytul]

– To wina prawa, a nie sędziów – przekonuje warszawski sędzia Wojciech Małek. I dodaje, że to ustawodawca tak skonstruował przepisy, iż sąd nie ma dziś wyboru. Czy jest to opłacalne czy nie, zająć się sprawą musi. – Ścigamy każde przestępstwo niezależnie od tego, jakie ono jest – mówi Małek.

– Sam prowadziłem kiedyś sprawę o kradzież dezodorantu o wartości kilkunastu złotych – wspomina sędzia Rafał Puchalski z Jarosławia. – I co miałem zrobić? Wyliczyć koszty i napisać w aktach, że tej sprawy nie opłaca się prowadzić? – pyta i przyznaje, że istotnie sprawy wykroczeniowe w sądach to pomyłka.

Reklama
Reklama

Jego zdaniem powinno istnieć coś na wzór dawnych kolegiów do spraw wykroczeń dla takich najdrobniejszych spraw. Tych zresztą w ostatnich latach zaczyna przybywać. Jeden z warszawskich sądów grodzkich zajmie się niebawem sprawą kilku narkomanów, którzy niemal codziennie przychodzą na kradzione śniadanie do osiedlowego sklepiku.

Bywa, że nawet te najdrobniejsze kradzieże z czasem (powtarzane kilka razy dziennie) stają się na tyle dokuczliwe, iż muszą się skończyć w sądzie. Po co? Żeby wyrok zadziałał prewencyjnie na sprawców.

Przed obliczem sądu takie sprawy najczęściej kończą się albo odstąpieniem od wymierzenia kary, albo najniższą grzywną.

– Nawet jeśli sąd ukarze sprawcę niewielką grzywną, to jej ściągnięcie jest w praktyce niemożliwe – twierdzi sędzia Puchalski. Gra jest więc niewarta świeczki.

[srodtytul]Niepotrzebne koszty[/srodtytul]

Na samo opracowanie każdej sprawy, która trafia do sądu, potrzeba czasu i pieniędzy. Każdej z nich trzeba założyć akta (np. powszywać dokumenty). Potem wpisuje się ją do papierowego repertorium i umieszcza w elektronicznej bazie (komputerowe repertorium).

Reklama
Reklama

Kolejny etap to przydzielenie sprawy sędziemu. Ten wybierany jest według listy. Sędzia musi przejrzeć akta i wyznaczyć termin (albo posiedzenia, albo rozprawy, a to zależy od tego, w jakim trybie sprawa się toczy). Potem trzeba jeszcze wysłać wezwania (każde kosztuje 5 zł) do stawiennictwa na rozprawie, i to nie tylko do podsądnego, ale także do świadków. Często nie obejdzie się też bez opinii biegłego (koszt od kilkudziesięciu złotych). W sumie daje to średnio 200 – 400 zł.

[b][link=http://blog.rp.pl/goracytemat/2009/03/24/sady-mnoza-koszty-w-najdrobniejszych-sprawach/]Skomentuj artykuł[/link][/b]

Prawo karne
Prokurator krajowy o śledztwach ws. Ziobry, Romanowskiego i dywersji
Konsumenci
Nowy wyrok TSUE ws. frankowiczów. „Powinien mieć znaczenie dla tysięcy spraw”
Nieruchomości
To już pewne: dziedziczenia nieruchomości z prostszymi formalnościami
Praca, Emerytury i renty
O tym zasiłku mało kto wie. Wypłaca go MOPS niezależnie od dochodu
Nieruchomości
Co ze słupami na prywatnych działkach po wyroku TK? Prawnik wyjaśnia
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama