O co ludzie pytają urzędy

Pytania często dotyczą brudnych butów inspektora czy marki dyktafonu do nagrywania.

Publikacja: 19.07.2014 08:00

O co ludzie pytają urzędy

Foto: www.sxc.hu

Każdy ma zapewniony dostęp do informacji publicznej, może więc zapytać urzędnika niemal o wszystko. Takie jest przynajmniej społeczne przeświadczenie.

Czasami jednak dostęp do informacji publicznej rozumiany jest opacznie, a zadawane pytania nie mają nic wspólnego z działalnością urzędów. Co innego bowiem, gdy urząd pytany jest np. o godziny otwarcia czy wyjazdy służbowe ministra, a co innego, gdy obywatela interesują brudne buty urzędnika.

Buty inspektora

W marcu skarga w ich sprawie trafiła na wokandę Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (sygn. II SAB/Wa 726/13). Urząd nie chciał wyczerpująco odpowiedzieć na pytania obywatela o obuwie powiatowego inspektora nadzoru budowlanego.

Pierwsze pytanie brzmiało: „Jaki przepis upoważnia powiatowego inspektora reprezentowanego przez inspektora R. K. do kontroli użytkowanych pomieszczeń mieszkalnych bez wcześniejszego zdjęcia zanieczyszczonych butów kontrolującego".

Drugie pytanie miało charakter uzupełniający: „Jaki przepis upoważnia powiatowego inspektora reprezentowanego przez R. K. do odstąpienia od przeprowadzenia oględzin w sytuacji, kiedy właściciel budynku mieszkalnego egzekwuje obowiązek dochowania elementarnych zasad czystości i higieny – nalega, aby kontrolujący przed rozpoczęciem czynności służbowych w legalnie użytkowanym i zagospodarowanym domu zdjął buty".

Powiatowy nadzór budowlany, odmawiając udzielenia odpowiedzi, stwierdził jedynie, iż żądane informacje nie mają charakteru informacji publicznej, i wyjaśnił, że sporne buty stanowią środek ochrony osoby wykonującej czynności służbowe w rozumieniu rozporządzenia ministra pracy i polityki socjalnej z 26 września 1997 r. w sprawie ogólnych przepisów bezpieczeństwa i higieny pracy.

Ostatecznie spór zakończył sąd, oddalając skargę. W obszernym uzasadnieniu wytłumaczył obywatelowi, dlaczego informacja o butach nie ma charakteru publicznego.

Marka dyktafonu ?i kastracja kotów

Polacy potrafią być także dociekliwi w innych sprawach. Do Urzędu Miasta w Krakowie trafiły wnioski z pytaniem o markę i typ dyktafonu, którym nagrywane są sesje rady dzielnicy, pytano też o bezpłatną sterylizację i kastrację kotów oraz o roczne koszty utrzymania fontann na placu Szczepańskim i na Małym Rynku.

Niektórzy traktują dostęp do informacji jak  świetny sposób na dokuczenie władzy

Zdarzają się także prośby o podanie wzoru pieczęci czy podpisu, a także o udostępnienie numeru służbowego telefonu samego prezydenta miasta.  Tak było przed dwoma laty w Szczecinie. Jedno z lokalnych stowarzyszeń zażądało podania numeru służbowego prezydenta, jego zastępców oraz sekretarza i skarbnika miasta. Gdy informacji nie uzyskało, wniosło skargę do sądu i wygrało. Od tej pory telefony osób pełniących wymienione funkcje  znajdują się w Biuletynie Informacji Publicznej Urzędu Miasta Szczecin.

– Na początku prezydent otrzymywał dziesiątki telefonów i wiadomości od mieszkańców; najczęściej miały    charakter interwencji czy prośby o pomoc. Zdarzały się telefony i esemesy również w nocy – mówi Aleksandra Charuk, rzecznik prasowy  prezydenta Szczecina. – Po dwóch latach od udostępnienia numeru  mieszkańcy nadal chętnie dzwonią do prezydenta, jednak  już na  mniejszą skalę.

Inni prezydenci miast nie poszli jednak w ślady prezydenta Szczecina.

– Nie widzę powodu, by zamieścić numer komórkowy na stronie internetowej; znajdują się na niej telefony stacjonarne, to powinno wystarczyć  – tłumaczy wiceprezydent Zabrza Krzysztof Lewandowski.

Źródło do magisterki

Pytania urzędnikom lubią   zadawać zwłaszcza studenci. Popularny wśród nich jest magistrat w Zabrzu.

– Piszą do nas studenci z różnych kierunków studiów. Potrzebują od urzędu mnóstwa różnego typu danych do prac semestralnych, licencjackich i magisterskich. A to przygotowujemy zestawienie o polityce czynszowej miasta, a to o obrocie gruntami. Jest tego mnóstwo, trudno wszystko zliczyć – mówi wiceprezydent Zabrza. Dodaje, że to, co urząd  wysyła studentom, jest potem cytowane w ich pracach.

– Czuję się współautorem co najmniej kilkudziesięciu prac magisterskich i kilkudziesięciu licencjackich –  śmieje się wiceprezydent Lewandowski.

Do urzędów trafiają tysiące pytań od obywateli, których ciekawi praktycznie  wszystko. Nie wszystkie są tak absurdalne jak te o buty inspektora. Najwięcej dotyczy wszelkiego typu decyzji wydawanych w trakcie załatwiania formalności budowlanych; najczęściej   chodzi o warunki zabudowy i zagospodarowania terenu oraz pozwolenia na budowę.

Lubią pytać

Wniosków o udostępnienie informacji publicznej jest z każdym rokiem więcej, co widać m.in. na przykładzie Krakowa. W 2011 r. było ich 826, w 2012 r. już 1127, w 2013 r. – 1499, a w tym roku do 14 lipca wpłynęły 954 wnioski. Rzadko też mieszkańcy Krakowa spotykają się z odmową odpowiedzi. W 2012 r. decyzji odmownych było 17, w 2013 r. – siedem, a w I półroczu 2014 r. zaledwie dwie.

Nie ma w prawie skutecznej ochrony przed zwykłym pieniactwem

Coraz więcej wniosków trafia też do Urzędu Miasta w Szczecinie: w 2011 r. było ich 244, w 2012 r.  – 209, w 2013 r. – 350, a w tym roku do 27 czerwca – 299. Ciekawostką jest to, że 135 wniosków pochodziło od jednej osoby.

Mieszkańcy są aktywni nie tylko w dużych, ale również   w mniejszych miejscowościach. W Lublinie w zeszłym roku wpłynęły 264 wnioski o udzielenie informacji publicznej, w Płocku zaś 152. W tym roku w Lublinie wniosków o udostępnienie informacji było do tej pory 166, a w Płocku – 93.

Wola wnioskodawcy

Do udostępniania informacji publicznej przepisy zobowiązują organy władzy. To jednak nie one decydują wstępnie o sposobie i formie udostępnienia informacji, ale wnioskodawca. Tak wynika z ustawy o udostępnianiu informacji publicznej.

Niezbędne we wniosku o udostępnienie informacji  jest więc nie tylko wskazanie, co obywatel chce wiedzieć (czyli czego dana informacja ma dotyczyć), ale też określenie sposobu i formy udostępnienia informacji.

Jeżeli żądane przez obywatela dane znajdują się w Biuletynie Informacji Publicznej, to wystarczy przesłanie wnioskodawcy linku, za pomocą którego bezpośrednio dotrze do informacji. Gdy jednak informacje nie znalazły się na stronie BIP, organ musi przygotować i wysłać je w   sposób, jakiego życzy sobie wnioskujący, np. na adres e-mail lub pocztą. Ma na to 14 dni od dnia otrzymania wniosku. Jeśli przekroczy ten termin, obywatel ma prawo skarżyć się na bezczynność organu.

Potrzebne granice

Dzięki dostępowi do informacji publicznej obywatele mogą kontrolować poczynania urzędów czy władzy sądowniczej.

– Coraz częściej się zastanawiam, czy prawo na pewno jest dobrze skonstruowane i  czy w ustawie nie powinno się pojawić jakieś ograniczenie możliwości składania wniosków – mówi sędzia Waldemar Żurek.

Ze swojej praktyki sędziowskiej pamięta więźnia odbywającego karę za kradzież z włamaniem.

– Zwrócił się do nas o przesłanie wszystkich wyroków z uzasadnieniami w sprawie kradzieży z włamaniem za dany okres – opowiada sędzia. – Po co mu te wyroki? Nie jest to przecież lektura do poduszki – zastanawia się.

Sąd nie miał wyjścia, musiał zanonimizować orzeczenia i wysłać je. Do tego zobowiązują go przepisy.

Wyjaśnienie to nie ?to samo co dostęp

– Ludzie często mylą dostęp do informacji publicznej  z wyjaśnianiem danej sprawy – tłumaczy Grzegorz Sibiga z Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk. –  Tymczasem zgodnie z ustawą podmioty wykonujące zadania publiczne (organy administracyjne, sądy i inne instytucje publiczne) mają obowiązek udostępnić tylko te informacje, które znajdują się w ich posiadaniu – dodaje.

Żądanie odpowiedzi na pytania: jakie w najbliższym czasie urząd zamierza podjąć czynności w mojej sprawie, czy jak wytłumaczy zaistniałą sytuację, wymagają dopiero wytworzenia informacji, nie są więc informacją publiczną.

Podobnie będzie w razie zwrócenia się o odtworzenie jakiegoś zdarzenia lub czynności, które nie było protokołowane czy nagrywane, np. o przekazanie treści wszystkich wypowiedzi prezydenta miasta ze spotkania z jego mieszkańcami. Jeżeli spotkanie nie było rejestrowane  czy protokołowane, organ może jedynie poinformować, że nie znajduje się w posiadaniu wnioskowanych informacji. Gdyby natomiast został nagrany choćby dźwięk i zapis znajdował się w urzędzie,  to organ jest w posiadaniu informacji publicznej i powinien się podzielić nią z obywatelem, który o to zabiega.

Nieostre przepisy

Dużo zastrzeżeń można  mieć do samej ustawy o dostępie do informacji publicznej. Brakuje w niej bowiem precyzji oraz definicji.

– Art. 1 ust. 1 tej ustawy stwierdza jedynie, że każda informacja o sprawach publicznych stanowi informację publiczną i podlega udostępnieniu na jej podstawie –  tłumaczy Grzegorz Sibiga.  Wprawdzie art. 6 tej ustawy zawiera listę zagadnień, które mogą być udostępniane, nie ma ona jednak charakteru zamkniętego.

Jednocześnie nie  ma w ustawie żadnych ograniczeń dla pieniactwa. Urzędy mogą być więc zasypywane  wnioskami zawierającymi niekiedy kilkadziesiąt różnych żądań o informacje, a organy administracji i sądy muszą je starannie rozpoznawać, choć z góry wiadomo, że niekoniecznie powinno się  je   rozpatrzyć pozytywnie.

Bywa i tak, że na przykład tylko jedno czy dwa lokalne stowarzyszenia albo jedna osoba fizyczna zasypują urzędy setkami wniosków. Tak było m.in. w Urzędzie Miasta Szczecin. Coraz częściej wpływają tam wnioski o udostępnienie informacji publicznej składane przez te same osoby.

– Utrudnia to niejednokrotnie pracę poszczególnych jednostek organizacyjnych urzędu – tłumaczy Charuk. I dodaje, że zamiast wykonywać zadania, do których zostały powołane, muszą poświęcać czas swoich pracowników i środki finansowe, aby wywiązać się z ustawowego obowiązku udostępniania informacji publicznej.

Na poparcie swoich twierdzeń podaje też przykład.

Czy to już ?pieniactwo

W zeszłym roku do Urzędu Miasta Szczecin w niewielkich odstępach czasu trafiło pięć wniosków złożonych przez jedną osobę. Dotyczyły   udostępnienia skanów wszystkich umów zawartych przez gminę-miasto Szczecin w okresie od 1 stycznia 2012 r. do 19 lipca 2013 r. Chodziło w nich łącznie o udostępnienie ponad 4400 umów.

W przygotowanie (anonimizowanie i skanowanie) umów celem ich udostępnienia wnioskodawcy zaangażowanych było 186 pracowników Urzędu Miasta Szczecin, co zajęło im około 1074 godzin (daje to w sumie 134 dni robocze). Tymczasem wnioskodawca nie odbierał od ręki przygotowanej informacji. Zrobił to dopiero po upływie ośmiu miesięcy.

Z kolei w 2014 r. ten sam obywatel złożył pięć skarg na bezczynność prezydenta Szczecina polegającą na nieudostępnieniu mu informacji publicznej dotyczącej skanów umów zawieranych z gminą-miastem Szczecin, z czego dwie dotyczyły nieodebranej przez niego,  a przygotowanej przez urząd informacji publicznej w postaci płyt CD ze skanami umów.

– Z  ustawy o udostępnianiu informacji publicznej powinno jednoznacznie wynikać, kiedy  można wnioskodawcy odmówić  jej udostępnienia, a kiedy nie – uważa sędzia Waldemar  Żurek. – Tymczasem – podkreśla – tak obecnie nie jest. A to się mści w praktyce na wszystkich.

Każdy ma zapewniony dostęp do informacji publicznej, może więc zapytać urzędnika niemal o wszystko. Takie jest przynajmniej społeczne przeświadczenie.

Czasami jednak dostęp do informacji publicznej rozumiany jest opacznie, a zadawane pytania nie mają nic wspólnego z działalnością urzędów. Co innego bowiem, gdy urząd pytany jest np. o godziny otwarcia czy wyjazdy służbowe ministra, a co innego, gdy obywatela interesują brudne buty urzędnika.

Pozostało 96% artykułu
Konsumenci
Pozew grupowy oszukanych na pompy ciepła. Sąd wydał zabezpieczenie
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sądy i trybunały
Dr Tomasz Zalasiński: W Trybunale Konstytucyjnym gorzej już nie będzie
Konsumenci
TSUE wydał ważny wyrok dla frankowiczów. To pokłosie sprawy Getin Banku
Nieruchomości
Właściciele starych budynków mogą mieć problem. Wygasają ważne przepisy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Prawo rodzinne
Przy rozwodzie z żoną trzeba się też rozstać z częścią krów