Ten od lat nierozwiązany problem, utrudniający wielu poszkodowanym dostęp do sądu, odżył przy okazji procesu, jaki chciał wytoczyć poseł Arkadiusz Mularczyk byłemu prezesowi Trybunału Konstytucyjnego.
Poseł PiS oświadczył bowiem, że nie może złożyć pozwu, gdyż ma kłopoty z ustaleniem prywatnego adresu Jerzego Stępnia, a urzędnicy Trybunału nie chcą mu go podać.
Do podobnych sytuacji dochodziło już w przeszłości. Były premier Leszek Miller publicznie prosił o pomoc w ustaleniu adresu ministra Ziobry, by go pozwać. Innym razem sąd miał kłopot z zawiadomieniem o rozprawie Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich, gdyż adres Pałacu Prezydenckiego nie wystarczył – to bowiem nie jest miejsce zamieszkania.
Prawda jest tymczasem brutalna. Żeby komuś wytoczyć sprawę cywilną, np. za potrącenie na drodze czy lekarzowi – za błąd lekarski, trzeba znać jego adres. Zgodnie z art. 126 § 2 kodeksu postępowania cywilnego w pozwie musi być wskazane miejsce zamieszkania pozwanego (osoby fizycznej), w praktyce więc adres zameldowania. Nie ma większego kłopotu z pozwaniem osoby prawnej, spółki, gdyż tu wystarczy wskazanie siedziby firmy uwidocznionej w rejestrze, ale w wypadku osób fizycznych nie ma takich ułatwień. Bez adresu sąd pozew odrzuca, a sprawa nie nabiera biegu. Wielu się zniechęca i już do sądu nie wraca.
Nasi rozmówcy, jak rzadko zgodnie, wskazują trzy elementy, które złożyły się na tę barierę w dochodzeniu sprawiedliwości. Są to: przepisy nieprzystające do zmienionych realiów życia społecznego, tego, że ludzie coraz częściej zmieniają lokum, mają po kilka mieszkań; swego rodzaju psychoza ukrywania adresów, danych osobowych, także przez urzędy; wreszcie – formalizm sądów.