Ubezpieczyciele nie są zainteresowani asekurowaniem Telewizji Polskiej na wypadek uprowadzenia jej pracowników i konieczności zapłaty okupu czy na wypadek wystąpienia szkód powstałych wskutek terroryzmu – dowiedziała się "Rz". W tej części przetargu rozpisanego przez TVP nikt nie złożył oferty.
To cios dla TVP, która tuż po ogłoszeniu przetargu zapewniała, że ubezpieczenie to jest potrzebne, bo „istnieją specyficzne rodzaje ryzyka, charakterystyczne dla funkcjonowania stacji telewizyjnej, przygotowującej samodzielne relacje z regionów świata objętych konfliktami". Ryzyko uprowadzenia i żądania okupu spółka wyceniła na 1,03 mld zł. Ryzyko powstania szkód na skutek aktów terrorystycznych na 34,4 mln zł. Takie byłyby górne granice odszkodowania, gdyby doszło do zdarzenia.
Czy wysokie sumy zniechęciły ubezpieczycieli? – Towarzystwa mogą się dzielić ryzykiem z ubezpieczającymi je firmami, czyli reasekuratorami. Więc to raczej nie był powód. Może szczegóły umowy zwiększały prawdopodobieństwo wypłaty odszkodowania – spekuluje Sławomir Bany, szef firmy brokerskiej Aon Polska. Dodaje, że nie ma praktycznie dużej firmy, której pracownikom zdarza się przebywać w niebezpiecznych rejonach globu, a która nie miałaby takiej polisy.
Teraz TVP w najgorszym wypadku będzie zmuszona wysupłać pieniądze z własnej kiesy. A ta jest coraz bardziej pusta: w 2009 r. spółka miała 205,6 mln zł straty przy przychodach rzędu 1,78 mld zł. Eksperci twierdzą, że w br. jej przychody nie zwiększą się ze względu na stagnację na rynku reklamy i spadające wpływy z abonamentu.
Do chwili zamknięcia tego wydania "Rz" nie dostaliśmy od TVP odpowiedzi na pytanie, czy wynik przetargu wpłynie na jej politykę i czy wciąż będzie wysyłała dziennikarzy w niebezpieczne regiony.