W ostatnim tygodniu zostało odwołanych 10. tys. rejsów do tego kraju. W ostatni piątek zrobił to LOT, który do 9 lutego wstrzymał loty na dwa pekińskie lotniska, Beijing Capital International i Beijng Daxing. Potem polski przewoźnik podejmie kolejną decyzję. Ale są też na rynku zdumiewające oferty. Na przykład z Hongkongu można polecieć chińskimi Southern Airlines do Nowego Jorku, a bilet kosztuje 193 dolary – jedną piątą tego, co normalnie. Tyle że pasażerów czeka niespodzianka, sześciogodzinny tranzyt na lotnisku w teoretycznie odciętym od świata Wuhanie.
Czytaj także: Koronawirus: LOT zawiesza rejsy do Chin
Jeśli epidemia będzie się nadal rozszerzać, należy się spodziewać blokady przylotów z Chin, chociaż taką strategię odradza Światowa Organizacja Zdrowia (WHO). Wiadomo jednak, że dzisiaj to pasażerowie w samolotach „najskuteczniej" są w stanie roznieść chorobę po świecie.
Nerwowo na pokładach
To dlatego – przyznają osoby, które ostatnio często latają – każde kaszlnięcie czy kichnięcie budzi uwagę współpasażerów. Stewardesy mówią z kolei, że pasażerowie są znacznie spokojniejsi niż zazwyczaj. Mniej chodzą po samolocie w czasie rejsu. To akurat jest niekorzystne dla układu krążenia w dłuższych rejsach.