Finowie stawiając na taką strategię rozbudowali lotnisko w Helsinkach i przed pandemią byli jednym z najskuteczniejszych przewoźników obsługujących takie połączenia. Zainwestowali również we flotę i zatrudnienia. Po pandemii ruch nawet ruszył, chociaż nie na wszystkie chińskie lotniska. Jego odbudowę zakończyła inwazja rosyjska na Ukrainę. Rejsy „dołem”, czyli przez Polskę i dalej przez Indie, stały się nieopłacalne. Finowie musieli więc odstawić niektóre samoloty, a teraz zapowiedzieli cięcia zatrudnienia. Na początek pracę ma stracić 200 osób z 5,3 tysiąca zatrudnionych. Redukcja personelu latającego ma zakończyć się w styczniu 2023. W Finlandii pracę straci 90 osób. Wszyscy mają otrzymać odprawy i mogą skorzystać z możliwości zatrudnienia w innych zawodach za pośrednictwem programu NEXT.

Zwolnienia to część programu oszczędnościowego, który ma zapewnić Finnairowi powrót do zysków. Załogi fińskiego przewoźnika są oburzone decyzjami zarządu. Po tym, jak w ostatnim tygodniu przekazano im informacje o cięciach, zastrajkowały 20 i 21 listopada. Linia nie była w stanie wykonać z tego powodu ponad 100 rejsów. Zapowiadane są również kolejne protesty.

Czytaj więcej

Linie lotnicze oszczędzają. Tylko jeden pilot w kokpicie

Zmniejszenie liczby pracowników nie jest jedynym pomysłem na cięcie kosztów. Ci, którzy pozostaną, mają pracować więcej. Obniżone zostaną także stawki za nocowanie załóg poza krajem oraz dodatkowe wynagrodzenie za najdłuższe loty, które teraz w przypadku rejsów na Daleki Wschód wydłużyły się o kilka godzin. Właśnie z powodu konieczności omijania rosyjskiej przestrzeni powietrznej. Zarząd planuje także obsadzać najdłuższe rejsy załogami, które nie są na etatach. To z kolei doprowadzi do kolejnych zwolnień pracowników pokładu, a związki zawodowe szacują, że pracę może stracić nawet 450 kolejnych osób.