Irlandzka linia przewozi 40 mln pasażerów z ponad 100 mln rocznie do/z W. Brytanii i ma największy ośrodek na lotnisku Stansted pod Londynem. Liberalizacja przewozów w Europie 20 lat temu pozwoliła liniom lotniczym na nieograniczone loty między różnymi krajami, a tanim przewoźnikom ułatwiła szybki rozwój.
- Po zamachach z 11 września, po każdym kryzysie Ryanair sprzedawał tańsze bilety, zajmowaliśmy się przewożeniem ludzi. Faktem jest, że wynik referendum z 23 czerwca będzie mieć dołujące skutki na nasze ceny w ciągu 6 — 12 miesięcy, ale będziemy nadal wozić ludzi — stwierdził szef tej linii na spotkaniu z dziennikarzami. — Skutkiem na dalszą metę będzie jednak to, że zainwestujemy mniej w W. Brytanii, z pewnością przeniesiemy część naszych brytyjskich inwestycji do innych krajów europejskich, bol chcemy kontynuować inwestowanie w Unii Europejskiej, a będzie to złe dla podróży lotniczych i dla brytyjskiej turystyki — dodał.
Brytyjski szef działu transportu w KPMG, James Stamps stwierdził, że jedną z konsekwencji ewentualnego wyjścia W. Brytanii z Unii będzie odpływ inwestowania w bazy i linie lotnicze na Wyspach, a Brytyjczycy będą musieli renegocjować porozumienia o handlu i ruchu. Unijne przepisy o swobodnym przemieszczaniu się ludzi za pracą dają tanim liniom większą elastyczność w przenoszeniu swych pracowników i samolotów.
O'Leary dodał, że Brexit może mieć ogramy wpływ na ceny samolotów, co dla Ryanaira będzie zawsze okazją do wykorzystania tego, mimo że obecna umowa o dostawach z Boeingiem dotyczy okresu do 2023 r.
Szefowa konkurencyjnej linii easyJet, Carolyn McCall jest także za pozostaniem w Unii, bo to sprzyja obniżaniu cen. — Konsumenci korzystali w dużym stopniu na deregulacji rynku z niższych cen i ze znacznego zwiększenia liczby połączeń — powiedziała wcześniej podczas publikacji wyników. Ceny brytyjskich biletów mogą jednak znacznie wzrosnąć w dłuższej perspektywie, jeśli wynik referendum zagrozi dostępowi W. Brytanii do porozumienia o usługach lotniczych — stwierdził prezes Ryanaira.