To efekt wprowadzenia dopłat paliwowych przez przewoźników, którzy niechętnie chwalą się nowymi taryfami. Do tego dochodzą jeszcze wyższe opłaty lotniskowe czy nawigacyjne oraz podatki, jakie rządy, zwłaszcza europejskie, narzucają na podróże lotnicze.
Zdaniem Williego Walsha, dyrektora generalnego Międzynarodowego Zrzeszenia Przewoźników Powietrznych (IATA), pasażerowie muszą liczyć się z podwyżkami cen biletów w wysokości ok. 10 proc. Co przyniesie zmniejszenie popytu na podróże w wysokości 1 proc.
Czytaj więcej
Wysokie ceny paliw przełożyły się na koszty podróży lotniczych. I trzeba się liczyć z tym, że do...
– Sądzę, że podwyżki cen biletów zawsze mają wpływ na popyt. Ale nie oznacza to, że przy takiej podwyżce także popyt zmaleje o 10 proc. A linie lotnicze w tym wypadku nie mają alternatywy. W latach 2010–2019 cena ropy Brent wyniosła średnio 80 dol., a wydatki na paliwo stanowiły ok. 27 proc. wszystkich kosztów.
Jeśli jednak te koszty, jak jest to teraz, sięgają 37–40 proc. wszystkich wydatków, to linie lotnicze nie są w stanie ich wziąć na siebie, bo finansowo tego nie uniosą. Dlatego bilety drożeją – tłumaczy Walsh.