Po katastrofie na skutek odpadnięcia łopatek głównego wirnika uziemiono wszystkie śmigłowce cywilne, służące do transportowania pracowników platform wydobywczych. Wśród przedstawicieli producentów i analityków rosną wątpliwości o przyszłość cywilnej wersji Super Pumy, która stanowi 80 proc. tego programu.
- Oczywiście to produkt z przyszłością, my naprawdę wierzymy w niego — stwierdził podczas salonu w Farnborough prezes Airbus Helicopters, Guillaume Faury zapytany o tę katastrofę, która była szokiem dla producenta. Norwescy śledczy wykluczyli błąd pilota i zawiadomili europejskie władze lotnicze o możliwym problemie z przekładnią mocy.
- Na razie nie wiemy, czy chodzi o rozwiązanie projektowe, produkcję, serwisowanie czy o wszystko to razem. Musimy zrozumieć, dotrzeć do sedna przyczyny i wtedy rozwiązać problem — powiedział Faury. Wcześniejsze wersje tych maszyn wykonały w ciągu 30 lat 5,3 mln godzin lotów — dodał.
Eksperci bezpieczeństwa uważają, że za wcześnie mówić dokładnie, co doprowadziło do odłączenia się łopatek i runięcia śmigłowca do morza koło Bergen. Do poprzedniej katastrofy wcześniejszej wersji Pumy doszło w 2009 r. koło Aberdeen, zginęło wtedy 16 osób. W 2012 r. uziemiono te maszyny po dwukrotnym awaryjnym wodowaniu na Morzu Północnym na skutek — jak później ustalono — pęknięć w przekładni mocy.
„Podejrzewamy, że markę Super Puma ciągle osłabiały wypadki, podobnie jak Chinooka na Morzu Północnym i ostatecznie ten ostatni został wycofany z transportu pracowników sektora naftowego" — stwierdzili w nocie analitycy z Agency Partners, nawiązując do katastrofy w W. Brytanii w 1986 r., gdy zginęło 45 ludzi.