Kontrolerzy z Warszawy nie zgadzają się na obniżkę wynagrodzeń, a 112 z tych, którzy otrzymali wypowiedzenia zmieniające warunki zatrudnienia jest gotowych na odejście z pracy. 26 z nich zostało zwolnionych z obowiązku jej świadczenia.
Nowe pensje kontrolerów, zgodnie z przedstawioną im propozycją mogą wynieść do 45 tys. złotych brutto miesięcznie. Kontrolerzy uznają nowe warunki za niesatysfakcjonujące i nieoficjalnie przyznają, że pozostała im jeszcze interwencja u ministra infrastruktury, Andrzeja Adamczyka, jedynej osoby, która może powstrzymać kierownictwo PAŻP przed obniżką zarobków.
Czy grozi to chaosem na polskim niebie? — Chaos zdecydowanie nie. Ale odejście tak dużej grupy z pewnością spowoduje potężne opóźnienia — mówi Janusz Janiszewski, prezes PAŻP. I nie ukrywa, że w tej sytuacji jest gotów usiąść przed monitorami, bo ma aktualne uprawnienia kontrolera. Już wcześniej obniżył sobie zarobki o 40 proc., natomiast pracownicy średnio stracą po 25 proc. z gwarancją, że jeśli ruch wróci, pracy będzie więcej, to zarobki także wzrosną.
80 proc. pracowników z 1888 zatrudnionych w agencji, w tym kontrolerzy pracujący na regionalnych lotniskach, już przyjęło nowe warunki wynagradzania. 89 procent z nich w nowych warunkach otrzymało podwyżkę pensji zasadniczej. Bo jak tłumaczy prezes PAŻP jednym z celów nowego systemu wynagradzania było zasypanie ogromnych różnic w zarobkach między kontrolerami z Warszawy a pracownikami w regionach.
— Nie jestem w stanie płacić tyle, co w 2019 roku. Ruch lotniczy spadł o połowę w porównaniu z tym okresem i o tyle samo spadły nasze przychody. PAŻP ma w tej chwili 30-35 milionów złotych przychodów miesięcznie. Kosztów stałych jest ok 60 milionów złotych. Różnicę agencja pokrywa z kredytów — mówi Janusz Janiszewski.