Lufthansa: Koniec strajku, ale loty odwołane

Wszystko wskazuje, że jeszcze 27 listopada prawie 40 lotów Lufthansy będzie odwołanych. Strajk pilotów skończył się dzień wcześniej, w sobotę, ale wielu pasażerów nadal nie może wrócić do domu.

Aktualizacja: 27.11.2016 13:53 Publikacja: 27.11.2016 12:57

Foto: Bloomberg

Nadal każdy pasażer Lufthansy powinien więc sprawdzić status swojego lotu na lufthansa.com zanim wyjedzie na lotnisko.

Wprawdzie obie strony konfliktu - związek zawodowy pilotów i zarząd spółki - zamierzają wrócić do negocjacji, to jednak związkowcy nie rezygnują z takiej metody nacisku. Strajk kosztuje przewoźnika po 10 mln euro dziennie, a wszystkie 14 protestów, jakie zorganizowały od 2014 roku związki zawodowe obciążyły budżet Lufthansy kwotą 463 mln euro.

Na razie w proteście trwającym od 23 listopada zostało odwołanych 2,9 tys. lotów, a w wyniku protestu pilotów domagających się podwyżek płac ucierpiało ok 380 tys. pasażerów. Mimo że linia ściągnęła wszystkich pracowników działu rezerwacji i wspiera się innymi liniami należącymi do Grupy LH , m.in. Swiss i Austrian Airlines, oraz przewoźnikami Star Alliance, to bałagan w poszukiwaniu nowych możliwości podróżowania był we środę i czwartek nie do opanowania. Podróżni, którzy utknęli na zachodniej półkuli dostawali SMSy z informacjami o lotach nad ranem. Najczęściej jednak wkrótce potem okazywało się, że ta możliwość podróżowania już nie jest aktualna.

Wielu podróżnych korzystających z alternatywnych połączeń nagle odkrywało, że inni przewoźnicy nie tylko nie strajkują, ale i oferta na pokładzie jest lepsza, niż w Luftansie. Przy tym Lufthansa odmawiała pokrycia kosztów noclegu hotelowego poza Niemcami, ograniczając jedynie do 4 tysięcy miejsc noclegowych w Niemczech. Niektórzy z pasażerów Lufthansy nie mogli opuścić lotnisk we Frankfurcie i Monachium, ponieważ nie mieli wiz na wjazd do Strefy Schengen. Dla nich w terminalu rozłożono 400 łóżek polowych.

Amerykanie byli wściekli, bo wielu z nich chciało wrócić z Europy na Święto Dziękczynienia. „Dziękuję Lufthanso" - szydzili na forach internetowych. Wielu niedoszłych pasażerów nie mogło zrozumieć, jak się ma postawa linii do słynnej niemieckiej solidności.

Bettina Volkens, członek zarządu Lufthansy, odpowiedzialna za kadry, powiedziała w niedzielę, że ma nadzieję na zmianę postawy związku zawodowego Cockpit w kolejnych negocjacjach. I że kompromis nie może być wymuszany strajkami. Ale piloci odrzucili ostatnią (z piątku, 25 listopada) ofertę podwyżek o 4,4 procent rozłożonych na 4 lat oraz jednorazowej wypłaty w wysokości 1,8 miesięcznej pensji. Wcześniej zarząd zaoferował im 2,5 procent podwyżki, rozłożonej na 3 lata.

Związkowcy nadal twardo domagają się podwyżek rocznych o 3,7 procent dla wszystkich 5,4 tysiąca, zatrudnionych na kontraktach (to połowa wszystkich pilotów zatrudnionych w Lufthansie) i to także wstecz od maja 2012 roku. I argumentują, że zarząd przyznał sobie ogromne, nawet 30-procentowe podwyżki, podczas gdy oni nie dostali ani jednego euro od 5 lat, a przecież to także dzięki nim linia zarobiła w zeszłym roku 5 mld euro. Z kolei zarząd Lufthansy argumentuje, że piloci należą do płacowej arystokracji - kapitan samolotu z wieloletnim stażem może zarobić nawet 350 tys. euro rocznie.

Zarząd nadal proponuje związkowcom arbitraż i podkreśla, że powtarzające się akcje strajkowe stawiają pod znakiem zapytania przyszłość przewoźnika, który dzisiaj daje zatrudnienie 120 tys. ludzi. - Chcemy wszystkim zapewnić miejsca pracy - mówił w sobotę Harry Hohmeister, szef Lufthansy.

Poprzedni strajk pilotów trwał tydzień, wybuchł także w listopadzie 2015 i był zorganizowany przez związek pracowników personelu pokładowego. Odwołanych zostało wtedy 4,7 tysiąca lotów, a 550 tysięcy pasażerów zostało na ziemi.

Teraz w pierwszej kolejności Lufthansa odwoływała rejsy z tych portów, w których najłatwiej było znaleźć połączenia alternatywne. Jednak w miarę trwania strajku możliwości się kurczyły. Samoloty LOT-u do portów niemieckich latały pełne, ale mimo podstawienia większych maszyn na tych rejsach znalezienie wolnego miejsca graniczyło z cudem.

W sieci brakowało często informacji o połączeniach Lufthansy, które mimo strajku, odbywały się zgodnie z planem. Paradoksalnie także maszyny lecące z dalekich kierunków - np. Pekinu, Los Angeles, czy Meksyku, odlatywały do Frankfurtu z pustymi fotelami, bo wiadomo było, że nie wszystkich pasażerów da się wywieźć szybko z Niemiec. Na tych lotniskach stoją także maszyny LH, które nie odleciały, bo kiedy miały strajkować, w Niemczech zaczął się już strajk. Pobyt ich załóg i postój maszyn to dodatkowy wydatek dla przewoźnika.

Nie wiadomo, kiedy zostaną wznowione negocjacje. Wiadomo natomiast, że Vereinigung Cockpit nadal grozi strajkami i to może nawet już w tym tygodniu. Związkowcy jeszcze zapewniają, że o kolejnym proteście poinformują co najmniej 24 godziny przed jego rozpoczęciem. I twierdzą, że Lufthansa cenzuruje ich żądania płacowe. Linia z kolei domaga się teraz 60 mln euro odszkodowania za strajk z kwietnia 2015 roku. Strony wyraźnie usztywniły stanowiska, co pasażerom wróży jak najgorzej. Na strajk natomiast nie zareagowała giełda, ceny akcji przewoźnika spadły tylko we środę 23 listopada, potem poszły w górę. Inwestorom wyraźnie podoba się twarda postawa prezesa Grupy Lufthansy Carstena Spohra.

Transport
CPK przyspieszy wypłatę odszkodowań za wywłaszczenia
Transport
Dassault Aviation ma co robić. Rafale Marine dla Indii
Transport
Spirit AeroSystems wraca do Boeinga, ale Airbus przejmie dział cywilny
Transport
Chiny chcą się porozumieć z USA. Cła Donalda Trumpa biją w ich linie lotnicze
Materiał Promocyjny
Tech trendy to zmiana rynku pracy
Transport
Rosjanie przestali kupować nowe auta. Są za drogie, jakość szwankuje, a strach narasta