Transport osobowy: Taksometry kontra aplikacje

Firmy oferujące przewóz osób dotują biznes w Polsce, by zdobyć jak największy kawałek rynku. Tracą korporacje taxi. Ale to wkrótce może się zmienić.

Aktualizacja: 14.09.2017 08:18 Publikacja: 13.09.2017 19:38

Transport osobowy: Taksometry kontra aplikacje

Foto: Bloomberg

Cenowa wojna o polskiego pasażera nabiera rumieńców. Taxify ścięło ceny o 50 proc. Teraz mytaxi przygotowało odpowiedź – w środę wprowadziło nową usługę, tzw. ride sharing. Dzięki temu pasażer może współdzielić przejazd taksówką z innym klientem, zabranym po drodze. W efekcie rachunek dzielą między siebie. To – jak tłumaczy Krzysztfo Urban, dyrektor zarządzający mytaxi w Polsce – oznacza, że przy wydłużonym średnio o 5–7 minut kursie pasażerowie zaoszczędzą po ok. 40 proc.

Warszawa jest pierwszym miastem w Europie, w którym mytaxi ruszyło z tą ofertą. Liczy, że złapie na nią najmłodszą grupę klientów (przed 30. rokiem życia). Firma zakłada, że ride-sharing będzie stanowić nawet o 30 proc. przewozów świadczonych przez mytaxi w stolicy. Plan zakłada wejście z ride-sharingiem również do Trójmiasta i innych aglomeracji w Europie.

Promocyjne cenniki

To już kolejna akcja mytaxi, która ma odbić pasażerów korporacjom i innym aplikacjom. Wcześniej przez wiele miesięcy spółka oferowała kursy 50 proc. taniej, a ostatnio proponuje za każdy pełnopłatny przejazd drugi kurs gratis. Trudno się dziwić, że przy takiej polityce działalność w Polsce nie jest rentowna. Ale na tym etapie nie o to chodzi. Alex Kartsel z konkurencyjnego Taxify tłumaczy, że chodzi o zdobycie dla siebie jak największego kawałka rynku. – Szacuje się, że Uber w Warszawie ma ponad 1 mln kursów miesięcznie. Z takich przewozów w stolicy może korzystać nawet 600 tys. pasażerów. To potężny i atrakcyjny rynek, ale przy tym konkurencja na nim jest ogromna. Dlatego w tej chwili ważniejszy od zysku jest udział w rynku – podkreśla.

Taxify, głównie dzięki pieniądzom chińskiego inwestora, również dotuje polski biznes. – Nie sądzę jednak, by tak niskie ceny, z jakimi mamy dziś do czynienia w promocjach, zostały na dłużej. Cenniki przewozów w Polsce są na dość niskim poziomie – twierdzo Kartsel.

Dodaje, że prawdopodobnie jeszcze przez najbliższe dwa lata będziemy jednak świadkami walki na promocje. Korporacje taksówkowe w rywalizacji z aplikacjami, jak mytaxi, Uber czy Taxify, znalazły się więc na przegranej pozycji. Wystarczy wspomnieć, że opłata początkowa za przejazd Uberem to 4 zł, a za każdy kilometr – 1,3 zł. W korporacjach taxi samo trzaśnięcie drzwiami to ok. 8 zł, plus z reguły ponad 2 zł/km.

Michał Beim, ekspert Instytutu Sobieskiego, uważa, że taksówkarze po części sami sobie są winni temu, że zostali zepchnięci do defensywy. – Nie wykorzystują przewag, które mają, czyli faktu, że mogą poruszać się po buspasach, których w miastach jest coraz więcej, czy możliwości bezpłatnego korzystania z postojów w centrach miast – zaznacza.

Kolejny błąd to tzw. druga strefa w miastach. Wjazd w nią podbija taryfę, co z reguły mocno bije klienta po kieszeni. – A aplikacje nie mają takich rozwiązań. W efekcie na Śląsku, gdzie granice między miastami są niewidoczne, króluje Uber – dodaje.

Jednak i klienci Ubera często narzekają na stawki. A chodzi o tzw. przelicznik szczytowy. – Jeśli jest duże zapotrzebowanie w danym momencie na auta przewoźnika, pasażer może liczyć się z tym, że nie zapłaci stawki, do której jest przyzwyczajony, lecz wyższą, poddaną specjalnemu mnożnikowi – wyjaśnia Michał Beim.

Czekając na przepisy

Sytuację korporacji taksówkarskich może radykalnie odmienić Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa. Jeśli nowelizacja ustawy o transporcie, która jest właśnie w uzgodnieniach wewnątrzresortowych, weszłaby w życie w formie przygotowanej przez MIB, to firmy, jak Uber czy Taxify, prawdopodobnie musiałyby wycofać się z Polski lub rozpocząć działalność na takich samych zasadach jak licencjonowani przewoźnicy (dziś kierowcy tych aplikacji jeżdżą bez specjalnego oznakowania, taksometrów, licencji).

– W Polsce, w przeciwieństwie do części innych państw, działalność platform takich jak Uber nie została jeszcze uregulowana. Prowadzi to do paradoksalnej sytuacji, w której niektórzy z kierowców Ubera są karani za niespełnianie wymogów odnoszących się do taksówkarzy, z drugiej jednak strony umożliwia się dynamiczny rozwój rynku przewozu z użyciem nowych technologii – komentuje Kristóf Gyódi, analityk DELab UW.

Uzyskanie licencji taksówkarskiej to koszt kilkuset złotych. Do tego dochodzą wydatki wynikające z obowiązków w zakresie ubezpieczenia i wyposażenia samochodu. – A kierowcy Ubera spełnić muszą jedynie wewnętrzne wymogi firmy, co daje im przewagę – podkreśla Gyódi.

Resort pomoże taksówkarzom?

Ministerstwo Infrastruktury pracuje nad przepisami, które mają uregulować rynek przewozu osób. – Funkcjonują na nim podmioty, których działalność polega na pośrednictwie w przekazywaniu zleceń przewozowych złożonych m.in. za pomocą aplikacji. Działalność ta nie jest obecnie uregulowana, co powoduje niejasności. Mając na uwadze potrzebę stworzenia jednakowych warunków dla podmiotów prowadzących działalność w zakresie pośrednictwa przy przewozie oraz zapewnienia bezpieczeństwa pasażerów, podjęliśmy prace w celu zmiany ustawy o transporcie – mówi Szymon Huptyś, rzecznik resortu.

21 lipca projekt ustawy został wpisany do „Wykazu prac legislacyjnych i programowych Rady Ministrów". Obecnie prowadzone są konsultacje wewnątrzresortowe. – Kolejny etap to skierowanie projektu do konsultacji publicznych i uzgodnień międzyresortowych, tak aby wszystkie zainteresowane podmioty mogły wyrazić swoją opinię – dodaje Huptyś.

Projekt proponuje wprowadzenie definicji pośrednictwa przy przewozie osób, ustanowienie licencji na pośrednictwo, ale też zniesienie obowiązkowych szkoleń z topografii.

Opinia

Jarosław Iglikowski, przewodniczący Związku Zawodowego Taksówkarzy Warszawski Taksówkarz

Obniżanie cen za przewozy, z którymi mamy obecnie do czynienia na polskim rynku, to strategia mająca na celu zniszczenie konkurencji. Korporacje taxi nie są w stanie dotować w ten sposób działalności. Nie wierzę jednak w skuteczność tych działań nielegalnych przewoźników. Klienci skuszeni ceną przychodzą do takich przewoźników tylko na czas promocji, a potem, gdy ceny wzrastają, odchodzą. Takie firmy, jak Uber czy Taxify, które stawiają na niskie opłaty za przejazd, a nie jakość, zainteresowały się Polską, bo to bardzo duży rynek, a do tego wrażliwy na cenę. Ale ta jakość usług jest bardzo słaba. Wystarczy wspomnieć, że w środę na warszawskich ulicach odpowiednie służby zatrzymały kierowcę jednego z takich przewozów osób. Był karany i nie powinien oferować takich usług.

Czy nowelizacja przepisów o transporcie drogowym powinna ograniczyć, czy też usankcjonować działalność takich aplikacji, jak Uber?

Podyskutuj z nami na: facebook.com/ dziennikrzeczpospolita

Cenowa wojna o polskiego pasażera nabiera rumieńców. Taxify ścięło ceny o 50 proc. Teraz mytaxi przygotowało odpowiedź – w środę wprowadziło nową usługę, tzw. ride sharing. Dzięki temu pasażer może współdzielić przejazd taksówką z innym klientem, zabranym po drodze. W efekcie rachunek dzielą między siebie. To – jak tłumaczy Krzysztfo Urban, dyrektor zarządzający mytaxi w Polsce – oznacza, że przy wydłużonym średnio o 5–7 minut kursie pasażerowie zaoszczędzą po ok. 40 proc.

Pozostało 92% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Transport
Niemiecki superpociąg lepszy od francuskiego TGV
Transport
Kubańska linia lotnicza bez paliwa. Zmuszona do zawieszenia działalności
Transport
Lotniczy dress code. Jak się ubrać na podróż samolotem
Transport
Gorszy kwartał Lufthansy (strajki) i Air France-KLM
Transport
Rosyjscy hakerzy znów w akcji. Finnair wstrzymuje loty
Materiał Promocyjny
Dzięki akcesji PKB Polski się podwoił