Po południu odbyło się spotkanie związkowców ze wszystkich związków zawodowych działających w PLL LOT. W efekcie wydali oni oświadczenie. „Kierując się odpowiedzialnością za losy pracowników PLL LOT, spółki i uwzględniając niedogodności dla naszych pasażerów, związki zawodowe w PLL LOT podjęły wspólną decyzję, aby wstrzymać podjęcie strajku. Tym samym dajemy czas panu premierowi Morawieckiemu na zajęcie stanowiska w sprawie niepokojów społecznych w spółce” - odczytał je przed kamerami Adam Rzeszot, szef Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych w LOT.
Oprócz podwyżek płac i zmiany systemu wynagradzania, związkowcy domagają się również dymisji prezesa spółki, Rafała Milczarskiego.
Przez cały poniedziałek, 30 kwietnia, z LOT dochodziły sprzeczne wiadomości. Szefowa ZZ Pracowników Pokładowych i Lotniczych Monika Żelazik zapewniała, że strajk będzie i wszystko idzie zgodnie z planem, namawiała kolegów, żeby przyszli do firmy z racami i butelkami z benzyną, a nawet porównywała protest części związkowców do Powstania Warszawskiego, co wzbudziło oburzenie osób zainteresowanych sytuacją w spółce. - To szczyt bezczelności - mówili.
Nie wyobrażam sobie jak związkowcy mogą porównywać swoje domaganie się pieniędzy do jednej z najtragiczniejszych i najwspanialszych kart w polskiej historii - mówił Jacek Krawczyk, wiceprzewodniczący Komitetu Ekonomiczno-Społecznego (EKES), ekspert lotniczy, były przewodniczący rady nadzorczej PLL LOT. - To niedopuszczalne, żeby związkowcy wtrącali się do zarządzania firmą. W 100 procentach popieram to, co w spółce robi teraz Rafał Milczarski.
Związkowcy ze swojej strony zapewniali, że mają poparcie nie tylko kolegów, ale i pasażerów. - Przepraszamy naszych pasażerów, ale zostaliśmy postawieni pod ścianą. Zresztą spotykamy się z wieloma oznakami poparcia także z ich strony - mówiła Monika Żelazik.