Airbus 330-300 Brussels Airlines, jedna z 8 maszyn dalekiego zasięgu tego przewoźnika, wystartowała w ostatni piątek, 19 listopada popołudniu z lotniska w Brukseli. Po niespełna dwóch godzinach lotu, kiedy samolot osiągnął wysokość przelotową 11,3 tys. metrów załoga zauważyła, że jeden z silników nie pracuje normalnie. Kapitan wówczas wyemitował komunikat „pan-pan”, czyli zasygnalizował problem, który jest mniejszy, niż jest to w przypadku „mayday” i chciał lądować w Shannon w Irlandii. Z Brukseli jednak otrzymał polecenie, aby skierować się do Dublina i tam wylądował na jednym silniku.
— Wtedy także rozpoczęliśmy planowanie dalszej podróży dla 154 pasażerów znajdujących się na pokładzie, tak aby jak najszybciej znaleźli się oni na lotnisku JFK w Nowym Jorku. Ze względu na obostrzenia covidowe lądowanie w Wielkiej Brytanii nie wchodziło w grę. Problem był jednak także na miejscu, w Dublinie, ponieważ nie mamy tam swojego personelu, bo nie latamy do stolicy Irlandii. A trzeba było wszystkim załatwić noclegi — tłumaczyła rzeczniczka Brussels Airlines, Maaike Andries.
Ostatecznie jednak znaleziono miejsca w hotelach dla wszystkich z feralnego lotu, a potem Brussels przysłał airbusa 320, który miał ich 20 listopada zawieźć do Paryża. Zaplanowano dla nich przesiadkę na jeden z pięciu rejsów z lotniska Charlesa de Gaulle do Nowego Jorku.
Czytaj więcej
Szary królik Alfredo stał się powodem ostrego spięcia między agentem handlingowym KLM, a właścicielami futrzaka na lotnisku w Sao Paulo. Cała trójka miała lecieć z lotniska Guarulhos do Amsterdamu i stamtąd do Dublina. Doszło nawet do rękoczynów.
Tyle że plan znów nie wypalił. W jednym z hoteli, w którym nocowali pasażerowie Brusselsa, personel zapomniał obudzić gości. Samolot do Paryża wprawdzie na nich czekał, ale w stolicy Francji okazało się, że te rejsy, na których jeszcze były miejsca, już wystartowały, a na pozostałych był overbooking (czyli więcej chętnych z ważnymi rezerwacjami niż miejsc w samolocie). Zbyt mało było także miejsc na rejsy niedzielne, ponieważ zaczął się szczyt podróży przed Świętem Dziękczynienia. Dlatego część pasażerów belgijskiej linii musiała spędzić kolejną noc poza domem, tym razem w Paryżu. — Robiliśmy naprawdę wszystko, żeby ten pobyt był tak komfortowy, jak to tylko jest możliwe, ale niestety nie byliśmy w stanie znaleźć dodatkowych lotów— tłumaczyła Maaike Andries.