W tej chwili, żeby pojechać pociągiem z polskiej stolicy do Barcelony trzeba przesiąść się przynajmniej cztery razy. Jeśli plany rzeczywiście się ziszczą, to docelowo nie będziemy musieli wysiadać ani razu aż do stacji końcowej, bo wagony będą odłączane i dołączane do konkretnych składów. No chyba, że wcześniej postanowimy chwilkę przejść się po peronie.
Czytaj więcej
Niemcy, Francja, Austria i Szwajcaria porozumiały się w sprawie stworzenia nocnych połączeń kolejowych.
W Berlinie zakończyła się konferencja transportowa, a przed Deutsche Technikmuseum wystawiono lokomotywy z lat 60. i 70. które wówczas ciągnęły składy transeuropejskich pociągów. Z Warszawy, bez żadnych przesiadek można wtedy było dojechać do Paryża, Hoek Van Holland czy Ostendy. Jeśli w tych dwóch ostatnich miastach przesiedliśmy się na prom, to był to najtańszy i bardzo wygodny sposób podróżowania do Wielkiej Brytanii. Cena biletu stanowiła niespełna jedną trzecią tego, co trzeba było zapłacić za przelot samolotem.
Pomysł na przywrócenie podróży pociągami po Europie nie wynika jednak z nostalgicznych ciągot. W programach walki ze zmianami klimatycznymi jest m.in. likwidacja połączeń lotniczych na trasach krótszych niż 700 km. I wszystko idzie w tym kierunku. Austriacy już zabronili krótkich lotów, Francja nakazała skasowanie wszystkich połączeń krajowych do miejsc, w które można dojechać pociągiem w 2,5 godziny. Ostatnio Belgowie każą dopłacać dodatkowo do wszystkich rejsów krótszych niż 600 km. Ograniczenia wprowadza także Skandynawia.
W takiej sytuacji podróże pociągami będą naturalnym rozwiązaniem.